W komentarzach dominuje kwestia zdyskontowania przez inwestorów oczekiwanych decyzji o luzowaniu polityki pieniężnej, warto też brać pod uwagę czynniki czysto rynkowe. Na myśl przychodzą choćby niedawne bardzo niskie odczyty indeksu VIX („indeks strachu"), które historycznie zapowiadały nawet kilkumiesięczne przesilenie na Wall Street.

Ponadto dopóki zniżka S&P 500 nie była na tyle silna, by należało ogłosić definitywny koniec fali zwyżkowej trwającej od początku czerwca. Powody do niepokoju pojawiłyby się po przełamaniu linii trendu biegnącej w okolicach 1380 pkt. Znaczenie ostatniej korekty zniżkowej maleje – przynajmniej na razie – zwłaszcza jeśli spojrzymy na wykres z dalszej perspektywy. W takim ujęciu kwietniowy szczyt to zarazem maksimum całej hossy rozpoczętej w 2009 r., a skoro indeks jest nadal nieopodal tego poziomu i może go w każdej chwili zaatakować, to trudno mówić o dramacie.

Na rynkach surowcowych uwagę zwraca złoto. Kurs kontraktów na ten kruszec zbliża się do górnej granicy konsolidacji (kanału bocznego), jaka trwa od września ub.r. Wybicie w górę byłoby sygnałem kupna. Złotu z pewnością sprzyjałby kolejny dodruk dolarów w wykonaniu Fed i poluzowanie polityki pieniężnej w strefie euro.

Niewiadomą są losy notowań ropy naftowej. O ile w czerwcu wybicie w dół z obszernej formacji podwójnego szczytu straszyło głębokim spadkiem, to lipcowy powrót w głąb tej formacji unieważnił ją. Teraz – począwszy od kwietnia ub.r. – widać dla odmiany tzw. rozszerzający trójkąt prostokątny.