O wyjściu ze strefy euro Grecji oraz innych krajów południa Europy ekonomiści, politycy i media spekulują od ponad dwóch lat. Grexit, bo tak w skrócie nazwano możliwą secesję Grecji z eurolandu, już wielokrotnie elektryzował inwestorów, a wielkie banki i spółki przygotowują się na niego od wielu miesięcy. Unia walutowa jest jednak zagrożona również z północnej flanki. Do ekonomicznego słownika weszło określenie Fixit, czyli wyjście Finlandii ze strefy euro.
Czemu akurat analitycy uparli się wyrzucać ten peryferyjny, nordycki kraj? Jest to przede wszystkim państwo, które mocno kontestuje wszelkie programy ratunkowe dla eurobankrutów. Jego minister spraw zagranicznych Erkki Tuomioja zaszokował niedawno europejski establishment polityczny, otwarcie mówiąc, że jego kraj przygotowuje plan awaryjny na wypadek rozpadu strefy euro. Niby nic szokującego, ale jego koledzy z rządu zaczęli po tym oświadczeniu deklarować na wyścigi, że Finlandia jest „w 100 proc. oddana euro", tak jakby Bruksela nie była pewna lojalności Helsinek. Trudno się zresztą dziwić podejrzeniom gęstniejącym wokół Finlandii. – Nie będziemy się trzymać euro za wszelką cenę – deklarowała wcześniej Jutta Urpilainen, fińska minister finansów.
Fiskalny prymus
Rzut oka na fińskie statystyki gospodarcze wywołuje wrażenie, że kraj ten funkcjonuje w innej rzeczywistości ekonomicznej niż strefa euro. Deficyt finansów publicznych wynosił tam w 2011 r. jedynie 0,5 proc. PKB, a dług publiczny 48,6 proc. PKB. Od 1996 r. Finlandia nieprzerwanie wypełnia kryteria z Maastricht (warunki przyjęcia do strefy euro) dotyczące długu i deficytu. Nie zdarzyło się to jak dotąd żadnemu innemu krajowi UE. Jest jedynym państwem eurolandu, które ma najwyższy rating AAA z perspektywą stabilną.
Te osiągnięcia są tym bardziej godne podziwu, że na początku lat 90. Finlandia przeżywała ciężki kryzys gospodarczy spowodowany m.in. załamaniem handlu z rozpadającym się ZSRR. W 1991 r. jej PKB spadł o 6 proc., bezrobocie sięgało 18 proc., a rząd musiał ratować banki. Finowie jednak zdołali wyjść własnymi siłami z ekonomicznej opresji. Tym ciężej jest fińskiemu społeczeństwu teraz zaakceptować, że musi pomagać krajom takim jak Hiszpania czy Grecja. – Międzynarodowy Fundusz Walutowy pukał wówczas do naszych drzwi. Powiedzieliśmy sobie „nigdy więcej" i znowu jesteśmy w kryzysie z powodu cudzej winy – twierdzi Alexander Stubb, fiński minister ds. europejskich.
Finlandia nie jest również zbyt mocno powiązana handlowo z resztą eurolandu. Ponad dwie trzecie jej eksportu idzie do krajów spoza strefy euro: państw skandynawskich, Rosji i USA. Jej banki nie są zaangażowane w aktywa państw z południa Europy. Frustrować Finów musi to, że tym, co łączy ich kraj z resztą eurolandu, jest podobnie wolny wzrost gospodarczy. Według prognoz MFW wyniesie on w tym roku 0,6 proc., gdy w sąsiednich, nienależących do eurolandu Szwecji i Norwegii odpowiednio: 0,9 proc. i 1,8 proc.