Uważa Pan, że rola giełdy się zmienia?
Zaryzykowałbym tezę, że giełdowy parkiet - nie tylko ten z ul. Książęcej, ale szerzej w skali globalnej - systematycznie od kilku lat ma coraz mniej wspólnego z realną gospodarką i pośredniczeniem w spotkaniach dawców kapitału z podmiotami oferującymi jego pomnożenie, a coraz bardziej staje się placem zabaw i rywalizacji instytucji finansowych.
Z czego to wynika?
Zmianom ulega główny model biznesowy operatorów giełd. Nowe emisje akcji w okresie kryzysu finansowego przestały być stabilnym źródłem przychodów, ponieważ firmy widząc spadające wyceny i ucieczkę inwestorów z ryzykownych rynków, traciły motywację do pozyskania kapitału przez giełdę. Prowizje od obrotów instrumentami finansowymi także systematycznie przez miesięcy spadały, ponieważ duża część inwestorów, którzy ponieśli dotkliwe w latach 2007-2009, na tyle zraziła się do rynku akcji, że prawdopodobnie jeszcze przez długi czas będzie odczuwać opór przed powrotem do aktywnego handlowania akcjami, na czym zarabiają giełdy. Jednocześnie dominującym trendem za granicą wśród inwestorów indywidualnych stało się inwestowanie za pośrednictwem tanich, pasywnych funduszy ETF, a postęp technologiczny w obszarze infrastruktury przekazującej i realizującej zlecenia kupna i sprzedaży umożliwił giełdom rozwój handlu algorytmicznego.
Jakie są tego skutki?