Frank szwajcarski zyskał od początku roku 15,4 proc. wobec dolara. Jego tegoroczna aprecjacja w stosunku do euro była dużo mniej spektakularna – wyniosła tylko 0,9 proc. Jednakże w listopadzie zeszłego roku frank był rekordowo mocny wobec unijnej waluty. Za 1 euro płacono wówczas nawet 92 centymy. W kolejnych miesiącach kurs niewiele odbiegał od tamtego poziomu. W środę po południu za 1 euro płacono 0,931 franka. Jeszcze kilka lat temu taki poziom kursowy skłaniałby Szwajcarski Bank Narodowy (SNB) do interweniowania na rynku. Wszak ta instytucja przez wiele lat grała na powstrzymywanie siły franka i, by zapobiec aprecjacji, skupowała na ogromną skalę aktywa denominowane w innych walutach – w tym amerykańskie akcje. Teraz jednak SNB nie pali się do interweniowania. Ma to być jeden z głównych elementów jego nowej strategii, wdrażanej przez prezesa SNB Martina Schlegela.
Powiew zmian
Schlegel został prezesem SNB w październiku 2024 r. Ograniczenie interwencji tego banku centralnego dało się jednak zaobserwować już od wiosny 2024 r., wraz z rozpoczęciem cyklu luzowania polityki pieniężnej. SNB nie zrezygnował całkowicie z interweniowania, ale ograniczył je tylko do momentów kryzysowych. Według analityków UBS, powstrzymywał więc umocnienie franka w kwietniu, gdy przez rynki przetaczała się fala paniki związanej z amerykańskimi cłami.
– Podczas poprzednich interwencji głównym zmartwieniem była deflacja, a teraz jest inaczej.
Urzędnicy SNB mogli czuć się uwięzieni przez własne przywiązanie do kursu walutowego, bo inwestorzy oczekiwali interwencji. Polityka monetarna stała się przez to nieelastyczna – twierdzi Maxime Botteron, ekonomista UBS.
Powodem do ograniczenia interwencji mogły być również obawy przed tym, jak na nie będzie reagował rząd USA.
W tym roku amerykański Departament Skarbu ponownie umieścił Szwajcarię na liście krajów, których polityka walutowa wymaga szczególnego monitorowania. Nadmierne interwencje walutowe mogłyby więc narazić Szwajcarię na karną podwyżkę amerykańskich ceł.