Wrześniowy, najsilniejszy w tym roku, wystrzał indeksów akcji we Frankfurcie czy Paryżu można traktować jak powtórkę z grudnia ubiegłego roku. Wtedy także nieoczekiwana siła giełd strefy euro zakończyła długi okres niemocy i co ważniejsze, zapoczątkowała kilkumiesięczną falę zwyżek.
Jeszcze na początku września nic nie wskazywało, że będzie to miesiąc, po którym DAX zdoła ustanowić nowy rekord (na pierwszej sesji IV kwartału), podążając śladem amerykańskich odpowiedników. Przecież miesiąc zaczynaliśmy od testu bomby wodorowej w Korei Północnej, a dwa tygodnie później nad Japonią przeleciała kolejna rakieta wystrzelona na rozkaz wodza nazywanego przez Donalda Trumpa „Little Rocket Man". Nie miało to jednak większego znaczenia dla Wall Street, która z coraz mniejszym strachem podchodziła do kolejnych odsłon tej geopolitycznej rozgrywki. W rezultacie nie trzeba było długo czekać na ustanowienie nowego szczytu przez indeks S&P 500. W tym samym czasie rentowność obligacji w USA zaczęła rosnąć, co rozbudziło wśród inwestorów prodolarowe nastroje.
Co z tym dolarem?
Powyższe czynniki zadziałały niczym zwolnienie blokady i europejskie indeksy zaczęły z impetem odzyskiwać utraconą na wiosnę siłę. Patrząc na to, w jaki sposób zachowywały się rynki wschodzące, a jak giełdy strefy euro w poprzednich kilku miesiącach, można dojść do wniosku, że jedyną przeszkodą w pełnym odzwierciedleniu poprawiającej się gospodarki było silne euro. Zarówno emerging markets, jak i parkiety krajów strefy euro stały się tegorocznym hitem w portfelach inwestycyjnych amerykańskich zarządzających, którzy już od kilku miesięcy utrzymują ich znaczące przeważenie kosztem spółek z Wall Street. Jednak to, co dla dolarowych inwestorów okazało się świetną lokatą kapitału, czyli np. niemieckie akcje rosnące od początku roku do końca sierpnia o 18 proc. (licząc w amerykańskiej walucie), dla oszczędzających ze strefy euro było jedynie „niewielkim" 5-proc. zyskiem. Trudno taką stopę zwrotu nazwać satysfakcjonującą, biorąc pod uwagę najlepszą od dekady koniunkturę gospodarczą. Akcje notowane na rynkach wschodzących w pierwszych ośmiu miesiącach tego roku dały natomiast solidnie zarobić praktycznie wszystkim inwestorom. Indeks dolarowy emerging markets wzrósł w tym czasie o ponad 26 proc., podczas gdy lokalni gracze mogli uzyskać średnio prawie 21 proc.