Po wielu miesiącach prawdziwej sielanki globalne rynki akcji przeżyły nagłe tąpnięcie. Ryzykowne byłoby twierdzenie, że jest to dopiero początek jakichś większych problemów, bo z punktu widzenia analizy technicznej w zasadzie nie pękły na wykresach żadne istotne poziomy wsparcia mogące świadczyć o końcu trendu zwyżkowego. Ale – nawet gdyby indeksy miały teraz stopniowo powrócić do szczytów – turbulencje powinny być okazją do refleksji. Jakie mity zostały obalone przez lutowe wstrząsy?
Mit nr 1
Niska zmienność rynku + silna dźwignia finansowa = niezawodny sposób na łatwy zarobek.
Jednym z najważniejszych aspektów ostatnich turbulencji był gwałtowny wzrost zmienności notowań. A przecież ostatnich kilkanaście miesięcy – szczególnie od czasu referendum w sprawie brexitu – zdążyło przyzwyczaić wielu inwestorów do tego, że zmienności... praktycznie nie ma. „Indeks strachu" VIX, obrazujący oczekiwania uczestników rynku opcji odnośnie do przyszłej zmienności, szorował po dnie. To właśnie w tym czasie odkryto „cudowny" sposób na uzyskiwanie „łatwych" zysków. Karierę robiły produkty nastawione na zarabianie na niskim poziomie VIX-a – i to przy wykorzystaniu silnej dźwigni.
Wszystko to funkcjonowało świetnie aż do czasu pojawienia się lutowych turbulencji. O ile dla rynku akcji te turbulencje to tylko korekta (choć silna), to dla omawianych strategii przyniosły one prawdziwą katastrofę. Flagowy produkt oznaczony symbolem „XIV" odnotował stratę przekraczającą... 90 proc., w wyniku czego zostało automatycznie ogłoszone jego zamknięcie.
Ta historia to nie pierwszy – i zapewne nie ostatni – tego rodzaju epizod. Zdaniem miliardera Carla Icahna, moda na tego typu zalewarowane produkty spekulacyjne przypomina czasy sprzed globalnego kryzysu finansowego (2008), gdy karierę robiły instrumenty zabezpieczone wątpliwej jakości hipotekami. Wszystko funkcjonowało świetnie do momentu, gdy zaczęły spadać ceny nieruchomości, których o dziwo nikt się nie spodziewał – wtedy rozpoczęła się katastrofa.