parkiet.com

Licząc od początku marca WIG20 jest już 28 proc. na minusie, a od początku roku 40,6 proc. Od czterech tygodni wykres w ujęciu dziennym jest pionowy, oscylatory MACD i RSI szukają dna, a wskaźnik zmienność ATR(14) skoczył już do poziomu 80 pkt. Sytuacja na rynku zmienia się bardzo dynamicznie. 11 marca pisałem na łamach "Parkietu": "Indeks dużych spółek przebił ostatnio 1650 pkt, czyli wsparcie wyznaczone przez dużą formację podwójnego dna z 2016 r. Jeśli nie uda się wrócić nad ten poziom w najbliższych dniach (co przy takiej zmienności nie jest nierealne), to pułap ten stanie się silnym oporem. Następny potencjalny cel bessy to dołek z 2009 r., a więc 1253 pkt. Na tym poziomie zatrzymała się fala wyprzedaży sprzed 11 lat. Licząc od środowego minimum (1511 pkt), brakuje to tego pułapu jeszcze 17,1 pkt proc., a więc całkiem spory dystans." Całkiem spory dystans okazał się, całkiem małym dystansem, a 1650 pkt pozostaje na ten moment w sferze marzeń. Z punktu widzenia analizy technicznej pułapy, do których dotarł dziś rano WIG20 wydają się teraz kluczowe. Skoro okolica 1250 pkt podziałała 11 lat temu mobilizująco na byki, to może stanie się tak i teraz. Jest w tym podejściu sporo naiwności, ale z drugiej strony rynkami rządzi psychologia i psychologiczne poziomu lubią aktywować popyt. Jeśli dodamy do tego ultra skrajne wyprzedanie, a także szybkie interwencje Fedu, które w końcu zwiększą ilość pieniądza na rynkach, to być może szansa na odbicie jest teraz większa, niż przy 1650 pkt. Celowo piszę odbicie, bo o zmianie trendu będą raczej decydować twarde dane ze spółek i gospodarki. A na szacunki strat jest jeszcze za wcześnie.