Dolar kontynuuje dzisiaj rozpoczęte wczoraj umocnienie będące wynikiem słów szefowej Departamentu Skarbu, która nie wykluczyła (w luźnej dywagacji?!), że "może się zdarzyć, że stopy procentowe będą musiały nieco wzrosnąć, aby nasza gospodarka się nie przegrzała". Wprawdzie później Janet Yellen zdementowała, że chodziło jej o zapowiedź zacieśnienia polityki w nieodległym terminie, ale czy to wszystko było przypadkowe? Rynki mogą podchwycić ten wątek, zwłaszcza, że niektóre odczyty danych makro zdają się rzeczywiście wskazywać na pewne przegrzanie gospodarki, chociaż oficjalna narracja płynąca z FED pozostaje wciąż "gołębia". Obecny status pani Yellen jest nieco specyficzny. Jest ona byłą szefową banku centralnego, wyraźną zwolenniczką luźnej polityki monetarnej zapoczątkowanej przez Bena Bernanke, stąd też jej doświadczenie i "wyczucie tematu" jest niewątpliwie duże. Czy "gołębia" Yellen zaczyna się poczuwać do konieczności "jastrzębich" sprostowań w oficjalnej narracji decydentów? Jeżeli tak, to problem może być duży, a rewolucyjne zmiany, jak dyskusja nt. taperingu (ograniczania skali skupu aktywów) mogą pojawić się znacznie szybciej, niż można by tego oczekiwać, czyli już w nadchodzących miesiącach. Rynki zaczną się pod to ustawiać, a każdy bardzo dobry odczyt danych makro z USA może nas do tego zbliżać. Tym samym znów stanie się bardzo ważny dla postrzegania dolara. Czemu o tym piszę? Bo w ostatnich tygodniach schemat był nieco inny, świetne dane z USA były sygnałem do większej akceptacji rozgrywania ryzyka, ale kosztem dolara. Maj w tym względzie może zapowiadać się dość interesująco, jako okres wyraźniejszego rajdu dolara, co po raz kolejny pokazuje, że nic na rynkach nie jest przypadkowe (mam na myśli wyraźne umocnienie amerykańskiej waluty w marcu, które w kwietniu zostało silnie wymazane).
Dzisiaj w kalendarzu dla USA mamy szacunki ADP dotyczące sytuacji na rynku pracy, a także usługowy indeks ISM za kwiecień. Ten dla przemysłu wypadł w kwietniu nieco gorzej, chociaż i tak pozostał w rekordowych zakresach (60,7 pkt.). W piątek czekają nas kluczowe odczyty Departamentu Pracy.
Jeżeli mowa o kalendarzu to środowy ranek upływa pod hasłem usługowych odczytów PMI ze strefy euro, ale ich wpływ na notowania wspólnej waluty jest mocno ograniczony. W Europie najsilniejszą walutą jest brytyjski funt, chociaż to też może być dyskusyjne. Wątek ożywienia gospodarczego na Wyspach został już zdyskontowany, a zaczynają pojawiać się tarcia związane z procesem Brexitu - ostatnie dni przynoszą nam doniesienia prasowe o konflikcie dotyczącym obszaru połowów ryb pomiędzy Zjednoczonym Królestwem, a Francją.
EURUSD - powrót do ciągu spadkowego
Opublikowane kilkanaście minut temu ostateczne dane PMI dla usług ze strefy euro za kwiecień wypadły nieco lepiej od prognozy (50,5 pkt.), ale nie wsparły wspólnej waluty. Na wykresie EURUSD widać niemalże książkowy proces odwracania trendu, którego byliśmy świadkiem w ostatnich dniach. To może zapowiadać większy ruch spadkowy, a otwartym pytaniem pozostaje to, czy nadal jesteśmy w szerokim kanale spadkowym, którego nieudana próba wybicia górą (przez 1,21) miała miejsce tydzień temu. W takiej sytuacji w maju możliwe byłoby testowanie okolic 1,1834 (minimum z 9 marca), a nawet 1,1703 (dołek z 31 marca).
To czy tak się stanie będzie zależeć od rozegrania dolara na globalnych rynkach, a tu kluczowy będzie kontekst oczekiwań, co do dyskusji o zmianach polityki monetarnej przez FED jeszcze w tym roku.