Zdaniem analityków powstanie pierwszej z grup ma największy sens, jeśli chodzi o potencjalne efekty synergii, ale może być trudne ze względów politycznych. Z kolei powołanie drugiej grupy jest prostsze w realizacji, ale generuje dodatkowe pytania, kto kogo miałby przejmować.
Piotr Dzięciołowski z DM Citi Handlowy wskazuje, że niekoniecznie to Tauron musi przejąć Eneę. – MSP w katowickim koncernie ma tylko 30 proc. i gdyby wniósł tam akcje Enei, to udział Skarbu wzrósłby w połączonym podmiocie do 40 proc. To oznaczałoby konieczność ogłoszenia wezwania lub sprzedaży pakietu do progu poniżej 33 proc. – argumentuje analityk. W jego ocenie na żadne z tych rozwiązań Skarb się nie zdecyduje, z jednej strony ze względu na brak środków, a z drugiej – wskutek zagrożenia częściową utratą kontroli.
Jednak według Flawiusza Pawluka z Pekao Investment Banking kwestią wtórną jest to, która spółka będzie tą przejmującą. – Najważniejsze są parytety i to, kiedy konsolidacja będzie miała miejsce – uważa analityk. Z wypowiedzi ministra skarbu Włodzimierza Karpińskiego o zakończeniu procesu konsolidacji po wyborach wnioskuje, że może się ona przeciągnąć na następny rok. Nie spodziewa się też jej rozpoczęcia przed jesiennymi wyborami parlamentarnymi, zwłaszcza że wcześniej trzeba przekonać do pomysłu związkowców.
– Na razie nie ma sensu liczenie właściwych parytetów wymiany akcji zarówno w przypadku prawdopodobnej konstrukcji PGE-Energa, jak i Tauron-Enea. Nie wiadomo bowiem, jaki kształt wtedy będą miały energetyczne spółki, które mogą przejmować kopalnie, i czy parytety będą ustalane na podstawie wyników historycznych czy prognozowanych na przyszłość – wyjaśnia Pawluk.
W drugim przypadku to Enea byłaby uprzywilejowana, bo budowany przez nią blok w Kozienicach powinien pozytywnie wpłynąć na poprawę jej przepływów finansowych już w końcówce 2017 r. Tauron będzie musiał na to czekać do 2019 r.