Gdy w 1990 r. Nelson Mandela opuszczał więzienie, zapowiadał, że po dojściu do władzy znacjonalizuje kopalnie i banki. Trudno się takim zapowiedziom dziwić, późniejszy noblista był przecież swego czasu członkiem Komunistycznej Partii Południowej Afryki, postulaty nacjonalizacji znalazły się w napisanym w latach 50. programie jego Afrykańskiego Kongresu Narodowego (ANC), a duża część jego elektoratu dyszała chęcią zemsty na białych i przejęcia ich majątków. Gdy Mandela został w 1994 r. prezydentem, wycofał się jednak z nacjonalizacyjnych pomysłów, które zmieniłyby RPA w drugie Zimbabwe. Zamiast tego przyciągnął do swojej ekipy białych technokratów, obciął wydatki rządowe, przyciągnął zagranicznych inwestorów i skorzystał z otwarcia światowych rynków dla RPA. – Mandela uznał, że by biedni mogli się wzbogacić, bogaci muszą poczuć, że mają w tym kraju przyszłość – wskazuje Robert Shrire, politolog z Uniwersytetu Cape Town. O ile w 1994 r. kraj ten miał deficyt finansów publicznych wynoszący 9,1 proc. PKB (co było skutkiem międzynarodowych sankcji) i rezerwy walutowe wystarczające na pokrycie 10 dni importu, o tyle w 1999 r., ostatnim roku rządów Mandeli, deficyt finansów publicznych wynosił już tylko 2,3 proc. PKB. Wzrost gospodarczy przyspieszył ze średnio 1,5 proc. w latach 1980–1994, do nieco poniżej 3 proc. w latach 1995–2003. Od 2004 r. wynosi średnio 3,5 proc., ale to wciąż niżej niż w przypadku państw BRIC, czyli grupy, do której czasem dołączana jest RPA. (Wzrost PKB wyniósł w tym okresie w Chinach średnio 10,5 proc., a w Indiach 7,7 proc.). Południowa Afryka wciąż ma też poważne problemy strukturalne stanowiące poważne zagrożenie dla gospodarki. Problemy, których rządy ANC pogłębiły.
Kraj nie jest też ulubieńcem inwestorów. Południowoafrykański rand stracił w tym roku 19 proc. wobec dolara – najbardziej spośród 16 głównych walut świata. (FTSE/JSE Africa All Share, główny indeks giełdy w Johannesburgu, zyskał jednak w tym roku prawie 18 proc., gdy polski WIG wzrósł o około 10 proc.). Niepokój inwestorów wywołuje m.in. duży deficyt na rachunku obrotów bieżących RPA. Na koniec trzeciego kwartału wyniósł on 6,8 proc. PKB. Agencja Moody's obniżyła we wrześniu rating RPA do poziomu Baa1, trzeciego najniższego stopnia w klasie inwestycyjnej. Było to pierwsze cięcie od upadku apartheidu.
Gospodarka nierówności
W tym roku, według prognoz Międzynarodowego Funduszu Walutowego, PKB RPA zwiększy się o 2 proc., a w przyszłym o 2,9 proc. Na pierwszy rzut oka wydaje się to dobrym wynikiem, ale takie tempo wzrostu dla południowej Afryki jest zdecydowanie niewystarczające. Świadczy o tym choćby stopa bezrobocia dochodząca do 25 proc., a więc podobna jak w krajach pogrążonych w głębokiej recesji. Współczynnik Ginniego, obrazujący nierówności w dochodach społeczeństwa (liczony w skali od 0 do 1, im wyższy, tym większe nierówności majątkowe) wynosił w 1993 r. w RPA 0,53, a do 2009 r. wzrósł do 0,63. O ile południowoafrykańska gospodarka przeżywała w schyłkowym okresie apartheidu duże problemy wywołane przez sankcje międzynarodowe, koszty wojen w sąsiednich państwach i konflikt wewnętrzny, o tyle zdołała zapewniać zarówno białym, jak i czarnym obywatelom najlepsze standardy opieki społecznej, służby zdrowia i edukacji w całej Afryce. (Dlatego, choć w kraju panowała segregacja rasowa, RPA musiała zmagać się z falą nielegalnej „czarnej" imigracji). Po upadku apartheidu rozluźniono zabezpieczenia społeczne, a standardy w służbie zdrowia i edukacji się pogorszyły. Do tego doszło nasilenie się przestępczości (od 1993 r. około 4 tys. białych farmerów zostało zabitych przez bandytów i czarnych radykałów). O ile upadek apartheidu powiększył obszary biedy wśród białej populacji (liczącej 8,7 proc. mieszkańców kraju), o tyle biali wciąż zarabiają w RPA średnio sześciokrotnie więcej od czarnych. Tylko 8,7 proc. czarnych mających powyżej 20 lat kształciło się po ukończeniu szkoły średniej. W przypadku białych odsetek ten wynosi 37 proc.
Kolejnym rządom ANC w małym stopniu udawało się wspomagać awans ekonomiczny czarnej ludności, ale pewne sukcesy na tym polu zostały odniesione. Według badań Uniwersytetu Cape Town, czarna klasa średnia powiększyła się z 1,7 mln w 2003 r. do 4,2 mln w 2013 r. Według Chandler & Associates w rękach czarnych mieszkańców RPA znajdowało się pod koniec 2012 r. 21 proc. akcji 100 największych firm z giełdy w Johannesburgu. Następca Mandeli, prezydent Thabo Mbeki (rządził w latach 1999–2008) próbował za pomocą urzędowych nakazów i zakazów zwiększać zatrudnienie czarnych na atrakcyjniejszych posadach. Każdego, kto się sprzeciwiał tej „pozytywnej dyskryminacji", wyzywał od rasistów. Skutki tej polityki są jednak dosyć dyskusyjne. Mbeki zraził sobie nią zarówno zagrożonych białych, jak i sporą część czarnego elektoratu uważającego jego działania za mało radykalne. Resentymenty na tle rasowym i klasowym wciąż odgrywają w polityce RPA dużą rolę i grożą stabilności gospodarczej kraju.
Zerkając na Zimbabwe
– Gdy Mandela umrze, pozabijamy was białych jak muchy – groził kilka lat temu Mzukisi Gaba, polityk rządzącej ANC, członek władz Prowincji Przylądkowej Zachodniej. Na razie ta obietnica nie jest realizowana, ale w RPA nie brak politycznych szarlatanów chcących realizować pomysły, który poniosły spektakularną klęskę w sąsiednim Zimbabwe. – Pobiłem kolonialistów i będę bił dzieci kolonialistów – deklaruje Julius Malema, przywódca ruchu Bojowników o Wolność Ekonomiczną, były szefa młodzieżówki ANC. Ten półanalfabeta był kiedyś typowany przez obecnego prezydenta Jacoba Zumę na przyszłego przywódcę RPA. Malemie dosyć długo uchodziły płazem rasistowskie hasła i prokomunistyczne ciągotki. Został wyrzucony z ANC dopiero wtedy, gdy wezwał do nacjonalizacji kopalń i odebrania białym farmerom ziemi. – Chciałem tylko zwrócić ziemię prawowitym afrykańskim właścicielom – tłumaczył, czemu chciałby przeprowadzić „reformę", która wywołała głód w Zimbabwe.