Nazywają go człowiekiem, który ma kluczyk do kajdanek Mario Draghiego, szefa Europejskiego Banku Centralnego. Jens Weidman, najmłodszy w dziejach szef Bundesbanku (banku centralnego RFN), jest uznawany za największego hamulcowego w eurosystemie.
EBC tworząc politykę fiskalną, musi brać pod uwagę jego obiekcje dotyczące interwencji na rynku długu. Weidman miał już nawet grozić rezygnacją, gdyby Draghi zdecydował się na zbyt radykalne działania ratunkowe dla strefy euro.
Wygląda jednak na to, że ten strażnik ortodoksyjności polityki pieniężnej jest coraz bardziej osamotniony w swym oporze. Nie da rady zatrzymać nieuchronnego, może tylko opóźniać moment, w którym unijny bank centralny zacznie de facto drukować pieniądze. Nawet kanclerz Angela Merkel, jego polityczna promotorka, wydaje się już pogodzona z faktem, że EBC będzie działać nieortodoksyjnie. Weidmann poniekąd więc symbolizuje rolę Niemiec we współczesnej Europie: potęgi, która wbrew swojej woli jest wciągana w batalię na kolejnych frontach.
Spokojny frankofil
Gdy w maju 2011 r. Weidmann obejmował stanowisko szefa Bundesbanku, następowało to w niecodziennych okolicznościach. Poprzedni prezes Axel Weber zrezygnował przed końcem kadencji, nie zgadzając się z działaniami EBC.
Oceniał Weidmanna jako zdolnego ekonomistę i „absolutnego profesjonalistę". Dobrze go wcześniej znał.