Inwestorzy znad Wisły zaliczą miniony tydzień do udanych. Czołowe indeksy warszawskiej giełdy zyskały na wartości i zdołały wyrwać się z krótkoterminowego marazmu, jaki zapanował na rodzimym parkiecie po czerwcowym załamaniu. Co istotne, przyczyn wzrostów na próżno szukać przy użyciu analizy technicznej, czy fundamentalnej. Tym razem kluczową rolę w polepszeniu nastrojów na giełdzie odegrał szef Fedu, Ben Bernanke. Podczas środowego wystąpienia po publikacji protokołu z posiedzenia FOMC powiedział on, że w najbliższej przyszłości Ameryka wciąż będzie potrzebować łagodnej polityki pieniężnej. Rynki odebrały to jako jasny sygnał, że zapowiadane od kilku miesięcy ograniczenie programu ilościowego luzowania polityki pieniężnej (QE3) wcale tak szybko nie nastąpi. Indeks S&P500 niesiony optymistycznymi słowami wzrósł w czwartek o 1,4 proc., ustanawiając nowy rekord wszech czasów – 1675 pkt (licząc w cenach zamknięcia). Nasze byki też poczuły powiew zakupowej radości i wyprowadziły wskaźnik szerokiego rynku powyżej oporu 46 000 pkt. Krótkoterminową barierę naruszył też WIG20. Podczas piątkowej sesji indeks blue chips testował 2300 pkt. Czołowe wskaźniki podnoszą się powoli po czerwcowym załamaniu. Szkoda tylko, że wzrost zamiast twardych fundamentów ma za sobą tylko kilka ciepłych słów szefa Fedu.

Szansy na zdobycie „łatwych" punktów nie wykorzystał wskaźnik grupujący małe spółki. SWIG80 kończył tydzień przy poziomie 11 720 pkt i pozostał w obrębie krótkoterminowej konsolidacji między 11 800 pkt i 11 600 pkt. Segment średnich firm radził sobie trochę lepiej. MWIG40 naruszył w piątek lokalny opór 2849 pkt, więc teoretycznie otworzył sobie drogę do 2900 pkt.

Wzrosty giełdowych wycen bazujące na słownych zapewnieniach zawsze budzą mieszane odczucia. Warto zauważyć, że zwyżkom warszawskich indeksów nie towarzyszyły zwiększone obroty. Nowy tydzień pokaże, czy ostatnia forma byków to tylko chwilowa euforia, czy faktycznie początek silniejszego ruchu.

[email protected]