Wygląda na to, że pod względem najważniejszych tendencji w światowej gospodarce, ten rok będzie podobny do poprzedniego. Dominującym wątkiem nadal będzie rozbieżność w polityce pieniężnej Fedu i EBC. Zgadza się pan z tym?
Tak, ale z zastrzeżeniem, że Fed będzie zaostrzał politykę pieniężną szybciej, niż oczekują – i uwzględniają w cenach instrumentów finansowych – inwestorzy. Mam wrażenie, że zanadto przyzwyczaili się oni do tego, że Fed stara się nie szkodzić rynkom finansowym. Poza tym, może im się wydawać, że Fed nie musi się spieszyć z podwyższaniem stóp, bo inflacja w USA jest niska.
Ekonomiści średnio przewidują, że Fed zacznie zaostrzać politykę pieniężną między czerwcem a wrześniem, a do końca 2015 r. podwyższy główną stopę procentową do 0,75 proc. z 0,25 proc. obecnie. Jakie są pańskie oczekiwania?
Ja sądzę, że Fed będzie podwyższał główną stopę procentową o 0,25 pkt proc. na kwartał, począwszy od czerwca. To oznaczałoby, że do końca 2016 r. doszłaby ona do 2 proc. Jak widać, moje prognozy nie odbiegają mocno od konsensusu. Uważam jednak, że ten konsensus wśród ekonomistów nie znajduje odzwierciedlenia na rynkach finansowych. Jeśli Fed będzie chciał uniknąć wstrząsu na rynkach, będzie musiał doprowadzić do tego, żeby rentowność obligacji skarbowych wzrosła jeszcze przed podwyżką stóp.
Zamiar zaostrzenia polityki pieniężnej Fed sygnalizuje od dłuższego czasu, tymczasem od roku rentowność amerykańskich obligacji konsekwentnie maleje. Część ekonomistów mówi o powtórce tzw. zagwozdki Greenspana sprzed kryzysu, gdy długoterminowe rynkowe stopy procentowe oderwały się od krótkoterminowych stóp, którymi steruje Fed. Wówczas było to spowodowane m.in. napływem na amerykański rynek nadmiaru oszczędności z Chin, dzisiaj mówi się o nadmiarze oszczędności w eurolandzie. Jakie jest ryzyko, że aby faktycznie podnieść rentowność obligacji i – szerzej – koszt kredytu w gospodarce, i zapobiec ewentualnym bańkom spekulacyjnym, Fed będzie musiał radykalnie zaostrzyć politykę pieniężną?