Otwartość to przepis na gospodarczy sukces - Tim Harcourt

Tim Harcourt, ze znanym australijskim ekonomistą, wykładowcą Uniwersytetu Nowej Południowej Walii, ekspertem ds. handlu międzynarodowego, rozmawia Grzegorz Siemionczyk.

Publikacja: 13.12.2017 14:09

Tim Harcourt, wykładowca Uniwersytetu Nowej Południowej Walii, ekspert ds. handlu międzynarodowego

Tim Harcourt, wykładowca Uniwersytetu Nowej Południowej Walii, ekspert ds. handlu międzynarodowego

Foto: materiały prasowe

Polska jako jedyny kraj UE nie doświadczyła od 26 lat recesji. Ten sukces blednie, gdy pomyśleć, że Australia, która jest przecież wyraźnie zamożniejsza, także rośnie nieprzerwanie od 1991 r. – jako jedyna z klubu gospodarek wysoko rozwiniętych. Jaki jest klucz do tak stabilnego rozwoju?

Australię dość często określa się mianem ekonomicznego szczęściarza. I rzeczywiście, to częściowo tłumaczy dobre wyniki naszej gospodarki. W latach 80. i 90. XX w. rządy Boba Hawke'a i Paula Keatinga otworzyły gospodarkę na świat, m.in. obniżając cła, uwalniając kurs dolara australijskiego i dopuszczając zagraniczne inwestycje. Jednocześnie zbudowały silną siatkę bezpieczeństwa społecznego, w tym powszechny system ubezpieczeń zdrowotnych i dobry system emerytalny. Były więc w stanie połączyć najlepsze elementy modelu wolnorynkowego i modelu socjaldemokratycznego. Te zmiany przypadły na okres szybkiego rozwoju gospodarek Azji. W latach 60. i 70. XX w. handlowaliśmy głównie z Wielką Brytanią i USA. Dopiero w 1966 r. najważniejszym partnerem handlowym stała się Japonia. Dziś jest ona drugim odbiorcą australijskiego eksportu, po Chinach i przed Koreą Płd.

Otwartość na imigrację nie była istotnym czynnikiem? Wiele rozwiniętych gospodarek boryka się dziś ze starzeniem się ludności, tymczasem Australia tego problemu nie ma.

To prawda, w Australii utrzymuje się stały wzrost populacji. Co czwarty Australijczyk urodził się za granicą, a co drugi ma rodziców imigrantów. Ale jeśli spojrzymy na przedsiębiorców, to już 2/3 z nich stanowią imigranci. Jest wśród nich wielu Polaków. Polskie korzenie ma np. Anthony Pratt, jeden z najbogatszych Australijczyków (jest synem Richarda Pratta urodzonego jako Ryszard Przecicki, twórcy firmy recyklingowej Visy Industries – red.). Z kolei Frank Lowy, twórca sieci handlowej Westfield, pochodzi z dawnej Czechosłowacji. Takie przykłady można mnożyć.

Imigracja nigdy nie powodowała i nie powoduje napięć społecznych?

Nasze społeczeństwo od dawna jest wielokulturowe, więc przywykło do różnorodności. Jest oczywiście kwestia nielegalnej imigracji z Syrii, Iraku, Sri Lanki itp. Kolejne rządy podtrzymują stanowisko, że każdy może do Australii przyjechać, ale z zachowaniem procedur, a nie na łódce przemytników. Pewne niezadowolenie budził też wygaszony niedawno program czasowej imigracji, który pozwalał firmom zatrudnić na 12 miesięcy obcokrajowców, jeśli nie mogły znaleźć odpowiednich kandydatów do pracy na lokalnym rynku. Często ściągani byli Filipińczycy, którzy godzili się na niskie płace. To nie podobało się związkom zawodowym, które obawiały się erozji standardów pracy. Obecnie takie czasowe pozwolenia na pracę otrzymać mogą obcokrajowy, którzy mają deficytowe na australijskim rynku kwalifikacje.

Czytałem niedawno artykuł sugerujący, że wzrost populacji Australii o 1 proc. rocznie tłumaczy dużą część wzrostu tamtejszego PKB. Autor twierdził, że to maskuje wiele słabości australijskiej gospodarki.

Tuż po kryzysie finansowym naszą gospodarkę napędzał boom górniczy, związany ze wzrostem cen surowców przemysłowych, potem boom w rolnictwie, związany ze zwyżkami cen płodów rolnych, a ostatnio boom budowlany. To raczej ten szczęśliwy ciąg boomów jest czymś, co maskuje pewne strukturalne słabości Australii.

Budowlany boom jest przejawem bańki na rynku nieruchomości?

Wiele osób tak sądzi. To jednak trudno ocenić. W Sydney i Melbourne niewątpliwie ceny nieruchomości są wysokie. Jedną z przyczyn jest prawo, które sprzyja inwestycjom w mieszkania na wynajem. Jeśli ktoś kupi taką nieruchomość na kredyt, a przychody z najmu są niższe niż odsetki od kredytu i inne koszty zarządzania tą nieruchomością, to tę różnicę może odjąć od dochodów z innych źródeł, pomniejszając zobowiązania podatkowe. Do tego wiele nieruchomości kupują inwestorzy z Chin, choć kampania antykorupcyjna Pekinu nieco to zjawisko ograniczyła. Tamtejsi towarzysze najwyraźniej mają dziś mniej pieniędzy (śmiech).

A jakie są te strukturalne słabości australijskiej gospodarki, o których pan wspomniał?

To m.in. niemrawy wzrost płac, nieprzystający do szybkiego rozwoju gospodarki. Jest też sporo niepewności co do tego, jak podejmowane na całym świecie działania na rzecz ochrony klimatu będą zmieniały rynek surowców energetycznych, których Australia jest znaczącym eksporterem.

Australia jest nadmiernie uzależniona od eksportu surowców?

Nie sądzę. To jest pewien stereotyp, że australijska gospodarka bazuje wyłącznie na eksporcie skał i ziaren (śmiech). Przede wszystkim, wbrew pozorom, w rolnictwie i górnictwie dokonuje się sporo innowacji. Nie trzeba być potęgą informatyczną, żeby być innowacyjną gospodarką. Ale w Australii rozwinięty jest też sektor profesjonalnych usług, w tym na eksport. Przykładowo nasze firmy architektoniczne obsługują w dużej mierze chiński rynek.

Zmieńmy temat. Jako ekonomista interesuje się pan głównie handlem międzynarodowym. Do niedawna była to problematyka, która nie budziła wśród ekonomistów większych kontrowersji. Dominował pogląd, że liberalizacja handlu jest korzystna dla wszystkich. W ostatnich latach ten konsensus osłabł. Dlaczego?

Teoria przewagi komparatywnej, na której opiera się przekonanie, że nieskrępowany handel przynosi wszystkim stronom korzyści, nie jest może intuicyjna, ale bardzo przekonująca. Problem w tym, że umowy handlowe przestały dotyczyć już tylko ceł, kwot importowych, dostępu do rynku. W niektórych takich umowach próbuje się ustalać, jak ma wyglądać opakowanie papierosów. I to właśnie tego rodzaju globalizacja budzi kontrowersje. W niektórych krajach problemem są też słabe instytucje rynku pracy. Dotyczy to np. USA i moim zdaniem tłumaczy, dlaczego tamtejsze elity polityczne były przeciwne Partnerstwu Transpacyficznemu (TPP). Tę umowę zablokował Trump, ale jego konkurenci do fotela prezydenta USA – Bernie Sanders i Hillary Clinton – też ostatecznie byli jej przeciwni. W USA zwiększają się nierówności dochodowe, zanika klasa średnia. To jest głównie efekt postępu technologicznego i słabych instytucji rynku pracy, ale łatwo uczynić kozłem ofiarnym globalizację.

W Australii sprzeciwu wobec liberalizacji handlu nie ma?

Dążymy do tego, żeby TPP doszło do skutku, choćby bez USA. Australia zawiera też sporo dwustronnych umów handlowych, w ostatnich latach podpisaliśmy takie porozumienia m.in. z Chile, Malezją i Koreą Płd. Niestety, to jest nieoptymalne rozwiązanie, na gruncie ekonomii lepsze są umowy multilateralne. Dwustronne porozumienia mogą powodować efekt miski spaghetti (termin ukuty w 1995 r. przez Jagdisha Bhagwati, który ostrzegał, że rozprzestrzenianie się zazębiających się umów dwustronnych komplikuje globalny system handlowy, zamiast go upraszczać). Jeśli zaś chodzi o stosunek Australijczyków do wolnego handlu, to on się też trochę zmienił. Z moich badań, które prowadziłem, gdy pracowałem w australijskiej agencji handlowej, jednoznacznie wynikało, że firmy eksportujące oferują wyższe płace i – szerzej – lepsze warunki pracy. Wtedy argumentem na rzecz wolnego handlu było to, że jest to korzystne dla pracowników. Sądzę zresztą, że w Australii nierówności byłyby większe, gdybyśmy nie byli gospodarką tak otwartą. Ale dziś w związkach zawodowych dominuje pogląd, że globalizacja jest dla pracowników niekorzystna. To jest właśnie efekt tego, że porozumienia handlowe mają zbyt szeroki zakres, dotykają np. kwestii tymczasowej imigracji.

Część ekonomistów uważa, że narastająca niechęć do globalizacji to efekt tego, że ma ona wiele wymiarów. Kontrowersje budzi globalizacja finansowa, manifestująca się znacznymi przepływami kapitału. Czy Australia nie jest tego ofiarą? W końcu dolar australijski jest lubiany przez graczy z rynku walutowego, wskutek czego zmiany jego kursu często mają niewiele wspólnego z sytuacją gospodarczą Australii.

Skoro nie mieliśmy recesji od ponad ćwierćwiecza, to chyba nie jest to dla nas poważny problem (śmiech). W czasie ostatniego globalnego kryzysu finansowego, gdy nasz eksport się załamał, dolar australijski mocno się osłabił. To zamortyzowało wstrząs. Czasem rzeczywiście nasza waluta jest bardziej pod wpływem nastrojów inwestorów niż lokalnych czynników. Ale to i tak lepsze niż sztywny kurs walutowy. W czasie Wielkiego Kryzysu z lat 30 XX w. obowiązywał standard złota. Aby zapobiec dewaluacji dolara, rząd ciął wydatki publiczne, obniżał płacę minimalną, wznosił bariery handlowe, a bank centralny podwyższał stopy procentowe. Efekt był taki, że Australia ucierpiała wtedy wyjątkowo mocno. W ostatnich latach władze były mądrzejsze. W reakcji na kryzys zwiększały wydatki publiczne, nie wycofały się z regularnych podwyżek płacy minimalnej, obniżały stopy procentowe itp.

Jaki jest stosunek australijskiego rządu do zagranicznych inwestycji, szczególnie z Chin? W Europie chiński kapitał budzi sporo obaw. W Niemczech, w reakcji na duży apetyt chińskich inwestorów, przyjęto w tym roku przepisy ograniczające przejęcia spółek przez zagraniczne podmioty. Tymczasem Australia leży znacznie bliżej Chin...

Działa u nas rada opiniująca wszelkie proponowane inwestycje zagraniczne. Swoje rekomendacje przekazuje ona Ministerstwu Finansów, które podejmuje ostateczne decyzje. Około 96 proc. wszystkich proponowanych transakcji dochodzi do skutku, a chińscy inwestorzy są traktowani tak samo jak wszyscy inni. Oczywiście było kilka głośnych przypadków zablokowania inwestycji zagranicznych, które mogłyby godzić w bezpieczeństwo wewnętrzne Australii. Ale to nic nadzwyczajnego.

CV

Tim Harcourt jest wykładowcą ekonomii na Uniwersytecie Nowej Południowej Walii w Sydney. Znany jest jako „ekonomista lotniskowy", od nazwy programu, który prowadzi na antenie telewizji Sky („The Airport Economist"). W przeszłości był m.in. głównym ekonomistą australijskiej agencji handlowej Austrade. Pracował też w Australijskiej Radzie Związków Zawodowych oraz w Banku Rezerw Australii.

Parkiet PLUS
Prezes Tauronu: Los starszych elektrowni nieznany. W Tauronie zwolnień nie będzie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Parkiet PLUS
Czy bitcoin ma szansę na duże zwyżki w nadchodzących miesiącach?
Parkiet PLUS
Jak kryptobiznes wygrał wybory prezydenckie w USA
Parkiet PLUS
Impuls inwestycji wygasł, ale w 2025 r. znów się pojawi
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Parkiet PLUS
Szalona struktura polskiego wzrostu
Parkiet PLUS
Warszawska giełda chce być piękniejsza i bogatsza