Złoto na deskach, ropa po 80 dolarów
Dopóki trwa polityczne napięcie na Bliskim Wschodzie, Iran w obliczu amerykańskich sankcji, a wenezuelska gospodarka w rozsypce, nie ma co liczyć na spadek notowań ropy naftowej. Ale chwilowa korekta jest jak najbardziej możliwa. W miniony czwartek, po raz pierwszy od listopada 2011 r., za baryłkę surowca typu Brent trzeba było chwilami płacić prawie 80,5 dolara. To prawie dwukrotnie więcej niż rok temu, a więc nie można już udawać, że nic się nie stało i pomijać tego faktu w analizach dotyczących perspektyw gospodarek rozwiniętych oraz inflacji. Wzrost cen surowców, w tym głównie ropy, już jest lub wkrótce będzie widoczny w wynikach spółek oraz dynamice PKB wielu krajów. Przykładem mogą być Niemcy, których gospodarka w pierwszym kwartale spowolniła z 2,3 do 1,6 proc. W kontekście wysokich notowań ropy pewną ciekawostką jest natomiast spadek inflacji w Niemczech i strefie euro i jej wzrost w Stanach Zjednoczonych, które są jednym z głównych producentów ropy. Być może to zjawisko jest jednym z powodów umocnienia się dolara. Inwestorzy widząc spowolnienie w strefie euro i niższą inflację, przestali liczyć na zaostrzenie polityki pieniężnej przez EBC, a jednocześnie spodziewają się kontynuacji cyklu podwyżek stóp przez Fed, a nawet jego przyspieszenia.
Takie rozumowanie znajdowałoby potwierdzenie w sytuacji na rynku złota. Wydawało się, że notowaniom kruszcu będzie sprzyjać wzrost napięcia geopolitycznego i rosnąca awersja do ryzyka. Tak się jednak nie stało i w miniony wtorek cena złota spadła o ponad 2 proc., schodząc poniżej 1300 dolarów za uncję, do poziomu najniższego od końca grudnia ubiegłego roku. W kolejnych dniach skala zniżki uległa powiększeniu. Istotne wsparcia zostały przełamane i tylko patrzeć, gdy nastąpi testowanie kolejnego, znajdującego się w okolicach 1280 dolarów za uncję.
Obawy dotyczące perspektyw globalnej gospodarki zdają się potwierdzać notowania miedzi. Choć do minionego czwartku kontrakty terminowe na ten metal starały się trzymać w środkowej strefie trwającej od dwóch miesięcy konsolidacji, wciąż obowiązuje w ich przypadku tendencja spadkowa. Od szczytu z końca grudnia ubiegłego roku notowania miedzi zniżkują o prawie 7 proc.
Niepokój na rynkach wschodzących
W ciągu pierwszych czterech sesji minionego tygodnia MSCI Emerging Markets stracił prawie 2 proc., najmocniej od początku kwietnia. Działo się to przy mocno podwyższonej zmienności, wskazującej na rosnącą nerwowość inwestorów. Trudno się temu dziwić, patrząc na rosnącą rentowność amerykańskich obligacji skarbowych, umacniającego się dolara oraz wydarzenia w Argentynie, Wenezueli, Turcji oraz liczne ogniska napięć geopolitycznych.
Ciekawe jest to, że od momentu ujawnienia desperacji argentyńskich władz w kwestii ratowania sytuacji tego kraju, a więc podwyżki stóp procentowych do ponad 30 proc. oraz wystąpienia o pomoc do Międzynarodowego Funduszu Walutowego, Merval zyskał 21 proc., a brazylijski Bovespa, mimo sporych wahań, pozostawał w trendzie bocznym. O nerwowości świadczy jednak jego czwartkowy spadek o 3,4 proc. Indeks parkietu w Stambule w ostatnich dniach stabilizował się tuż powyżej ustanowionego w pierwszych dniach maja dołka, tracąc jednak od końca stycznia prawie 16 proc.
Abstrakcyjny, przekraczający 1600 proc. „wzrost" indeksu giełdy wenezuelskiej należy interpretować w kontekście kosmicznej inflacji, sięgającej 13 tys. proc. Kolejną ciekawostką może być 1 proc. spadek moskiewskiego RTS w warunkach mocno drożejącej ropy naftowej. Można ją jednak tłumaczyć awersją inwestorów, związaną z sankcjami nałożonymi na rosyjskich oligarchów i ich firmy. Mimo tlącego się wciąż niepokoju związanego z amerykańsko-chińską wojną handlową, stosunkowo dobra atmosfera panowała na giełdzie w Szanghaju. Tamtejszy indeks zniżkował co prawda, ale w trakcie pierwszych czterech sesji minionego tygodnia stracił zaledwie 0,3 proc., ale można ten wynik traktować jako niewielką korektę wcześniejszego solidnego wzrostu.