Rok 2013 – odchodzi Mario Goetze, 2014 – Robert Lewandowski, 2016 – Mats Hummels. Każdy z nich był liderem Borussii, każdy skuszony wyższymi pensjami zamienił Dortmund na Monachium. Szefowie BVB mówią: dość. Jeśli chcemy być godnym konkurentem dla Bayernu, nie możemy tracić najwybitniejszych jednostek na rzecz najgroźniejszego przeciwnika. Kiedy niedawno Christian Pulisić poprosił o zgodę na transfer, dostał jeden warunek: możesz odejść, byle nie do Bawarii. Amerykanin wybrał więc Chelsea, do klubowej kasy wpłynęły 64 mln euro. To drugi – po Ousmane Dembele (za którego Barcelona zapłaciła 105 mln) – piłkarz, za którego Borussia zarobiła najwięcej.
Kupić tanio, sprzedać drogo
Pulisić nie kosztował BVB ani jednego euro. Jest najlepszym przykładem klubowej strategii „kupić tanio, sprzedać drogo". Strategii, której trzymają się w Dortmundzie, odkąd kilkanaście lat temu – w wyniku wyścigu zbrojeń – Borussia stanęła na skraju bankructwa (warto wspomnieć, że 2 mln pożyczki udzielił jej wówczas znienawidzony Bayern).
W minionym roku przychody BVB wyniosły 536 mln euro (Bayernu – 657 mln euro). Głównie dzięki transferom. Tylko w ostatnich dwóch latach dyrektor sportowy Michael Zorc zarobił w ten sposób ponad 360 mln euro. Listę otwierają Dembele i Pulisić, ale pozostałe kwoty też robią wrażenie. 63 mln za Pierre'a-Emericka Aubameyanga (Arsenal), 20 mln za Andrija Jarmołenkę (West Ham), 17 mln za Matthiasa Gintera (Borussia Moenchengladbach) czy 16 mln za Sokratisa Papastathopoulosa (Arsenal).