Część obserwatorów rynkowych stawia jednak też i odważniejsze tezy, bardziej o charakterze systemowym.
– To, co obserwujemy na rynku instrumentów pochodnych, jest pokłosiem decyzji poprzednich zarządów GPW, które dopuściły na rynek – na preferencyjnych warunkach – podmioty zagraniczne zainteresowane tylko i wyłącznie szybką spekulacją z wykorzystaniem narzędzi (mega szybkie algorytmy), dające im przewagę nad krajowymi uczestnikami. W efekcie część animatorów wycofała się z rynku, a pozostali znacząco ograniczyli aktywność – mówi jeden z naszych rozmówców. – Animatorzy często budowali karnet i występowali ze znaczącymi wolumenami na różnych poziomach cenowych. Obecnie w karnecie brak takich zleceń animatorów. Podmioty zagraniczne raczej korzystają z płynności niż ją zapewniają. Również inwestorzy indywidualni nauczyli się, że obecność w karnecie najczęściej prowadzi do strat. Strategie stosowane przez te dominujące podmioty bardzo utrudniają zarabianie pozostałym uczestnikom rynku, którzy nie posiadają narzędzi pozwalających na skuteczne konkurowanie z nimi. Szczególnie widoczne jest to na początku sesji, gdy widać „polowanie” przez algorytmy na „stopy” klientów oraz analogiczne działania w czasie sesji, które nie są tak oczywiste np. szybko znikający karnet – tłumaczy. Jak podkreśla ekspert, powoduje to odpływ nawet najlepszych klientów w kierunku innych instrumentów, ponieważ inwestowanie w warunkach rażąco nierównej konkurencji prowadzi do strat. – Polskie instytucje finansowe, jak i klienci zagraniczni portfelowi nie są w stanie zrównoważyć działalności tych firm. Instytucje też utrzymują, owszem, duże pozycje, ale na rynku ich obecność jest widoczna w miesiącach wygasania kontraktów. Niestety, podążamy w dalszym ciągu w kierunku marginalizacji klientów detalicznych, a dla instytucji portfelowych ten rynek kontraktów nie jest bardzo istotny. Może będą występować u nich fale zwiększonego zainteresowania, ale generalnego kierunku już nie zmienią – uważa nasz rozmówca.
Jeden kierunek?
Czy więc rynek terminowy skazany jest na powolne obumieranie?
– Przegraliśmy ten rynek dla klientów detalicznych i będzie on sukcesywnie zamierał. Jedyne „lekarstwo”, jakie widzimy, jest bardzo ryzykowne, ale na rynkach zachodnich działa. Należałoby znacząco zwiększyć liczbę takich podmiotów zagranicznych, by zwiększyć konkurencję tak, aby wzajemnie siebie neutralizowały. Niestety, wielkość naszego rynku i widoczny odpływ tradycyjnych inwestorów mogą to skutecznie uniemożliwić. Warto na koniec podkreślić, że rynek, na którym dominującą pozycję posiadają jeden czy dwa podmioty traci to, co jest jego istotą – równe warunki konkurencji dla wszystkich podmiotów. Negatywne skutki takiej sytuacji obserwujemy właśnie w obszarze instrumentów pochodnych GPW – podkreśla nasz rozmówca
Sama GPW zapewnia jednak, że aktywnie rozwija rynek instrumentów pochodnych i systematycznie analizuje potrzeby inwestorów w zakresie nowych produktów, czego przejawem mają być nowe kontrakty na akcje spółek (m.in. Diagnostyki). – Dodatkowo pracujemy nad wprowadzeniem minikontraktu na indeks mWIG40 o obniżonej wartości nominalnej, co ma na celu zmniejszenie progu wejścia i przyciągnięcie nowych uczestników, zwłaszcza inwestorów indywidualnych – podkreśla Grzegorz Kołodziejczyk, dyrektor działu rozwoju rynku GPW.