Wczorajsza sesja na GPW miała słodko – gorzki smak. Z jednej strony WIG20 w ciągu dnia zaliczył nowe rekordy hossy, ale z drugiej mieliśmy także cofnięcie notowań pod koniec sesji, które doprowadziły do przeceny. Kolejne cofnięcie ze szczytów może zapalić czerwoną lampkę ostrzegawczą dla inwestorów. Czy faktycznie tak trzeba traktować ten ruch?

Środowy poranek na GPW znów stał pod znakiem spadków, chociaż też ich skala była mocno ograniczona. WIG20 po starcie spadał 0,3 proc. Spadki, o około 0,2 proc., notowały też średnie i małe spółki. Można więc śmiało stwierdzić, że na warszawskim parkiecie mamy atmosferę wyczekiwania i próby przeciągania liny.

Giełdy czekają na impuls

Dotyczy to jednak nie tylko GPW. Względny spokój panował wczoraj na rynku amerykańskim. S&P 500 co prawda stracił 0,4 proc., ale już Nasdaq zyskał 0,2 proc. Wydarzeniem dnia był wyższy od oczekiwań odczyt inflacji w USA. -  Dane zamykają niestety możliwość obniżki stóp procentowych w lipcu, ich cięcie zgodnie z konsensusowymi prognozami przesunie się na wrzesień. Wczoraj w reakcji na inflację kurs EURUSD spadł z 1,1675 do 1,16. Rentowności amerykańskich obligacji 2-letnich poszybowały z 3,91 proc. do 3,96 proc., 30-letnich ponownie przekroczyły 5 proc. - wskazuje Kamil Cisowski, analityk DI Xelion. W Stanach Zjednoczonych rozpoczął się także sezon wynikowy, a pierwsze raporty określane są przez obserwatorów, jako „solidne”.

W miarę spokojnie było też na rynkach azjatyckich. Rozczarował co prawda Kospi, który stracił na wartości 0,9 proc., ale Hang Seng czy też Nikkei225 zanotowały już niewielkie spadki.

Dzisiejsza sesja będzie stała przede wszystkim pod znakiem kolejnych odczytów inflacyjnych (m.in. w Stanach Zjednoczonych i Polsce), a także rozkręcającego się sezonu wynikowego na Wall Street.