Zaledwie 26 krezusów posiada taki majątek, jak najuboższa połowa ludności świata – ogłosiła w styczniu brytyjska organizacja charytatywna Oxfam. Rok wcześniej to uprzywilejowane grono liczyło 42 osoby, a dwa lata temu 61 osób. Nierówności majątkowe na świecie są więc nie tylko rażące, ale jeszcze najwyraźniej rosną. „Nasza gospodarka jest zepsuta. Setki milionów ludzi żyje w skrajnym ubóstwie, podczas gdy ci na szczycie zgarniają ogromne nagrody" – alarmował Oxfam w raporcie, który zwyczajowo już ukazał się tuż przed gromadzącym finansowe elity Forum Ekonomicznym w Davos.
Nic dziwnego, że od kilku lat nierówności dochodowe i majątkowe są wśród dominujących w Davos tematów. Jego uczestnikom łatwo z tego powodu zarzucić obłudę, jak robi to na przykład Branko Milanović, znany badacz nierówności społeczno-ekonomicznych, obecnie wykładowca na nowojorskim City University. Według niego zgromadzeni w szwajcarskim kurorcie „kapitanowie biznesu" jako beneficjenci rosnących nierówności nie są zainteresowani rozwiązaniem tego problemu, choć chętnie o nim mówią. Paradoksalnie, częściowo winny temu jest Oxfam. Dane, które co roku prezentuje, są bowiem tak wątpliwej jakości, że podważają wiarygodność wszystkich, którzy uważają, że z dysproporcjami dochodowymi i majątkowymi należy cokolwiek zrobić. A przy tym brytyjska organizacja podlewa swoje raporty antyrynkowym sosem, co sprawia, że wysuwane przez nią propozycje ograniczenia nierówności – nawet jeśli bywają słuszne – brzmią radykalnie i są nie do przyjęcia dla tych, do których są adresowane. „Wydaje się, że Oxfam, zamiast martwić się sytuacją ubogich, ma obsesję na punkcie bogatych. Powinien trzymać się swojej misji walki z biedą, zamiast z bogactwem" – zauważył rok temu Mark Littlewood, dyrektor generalny brytyjskiego Instytutu Spraw Gospodarczych (IEA).
Biedota z Yale i Harvardu
Problemów z wyliczeniami Oxfamu, które opierają się na statystykach z raportów Credit Suisse dotyczących światowego bogactwa, jest kilka. Jednym z nich – wytykanym organizacji już od lat – jest to, że dane te dotyczą majątków netto. A to oznacza, że wśród najuboższych ludzi na świecie są na przykład absolwenci amerykańskich prestiżowych uczelni, którzy nie mają jeszcze dużych aktywów, a jednocześnie nie spłacili swoich studenckich kredytów. Trudno zaś bronić tezy, że młody pracownik banku inwestycyjnego, który zarabia 100 tys. dolarów rocznie, ale z powodu długów ma ujemny majątek netto, jest w takiej samej sytuacji, jak mieszkaniec slumsów w Lagos, który nie posiada niczego.
W 2015 r. Nick Galasso, jeden z badaczy Oxfamu, wyjaśnił dlaczego, pomimo tej krytyki, organizacja nie planuje zmienić metodologii. Jak przekonywał, w pierwszym decylu rozkładu majątków (czyli wśród 10 proc. najuboższych) jest tylko około 170 mln (23 proc.) Amerykanów i Europejczyków, resztę stanowią biedni w zwyczajowym znaczeniu tego słowa mieszkańcy Azji, Afryki i Ameryki Łacińskiej. Zwracał też uwagę, że pominięcie tego pierwszego decyla rozkładu bogactwa nie zmienia zasadniczo obrazu nierówności. 2,8 mld osób, które znajdują się w decylach od drugiego do piątego, łącznie mają majątek taki, jak 147 krezusów. Rok temu Oxfam wyliczał z kolei, że po wyłączeniu osób „pod kreską" najuboższa połowa populacji posiada łącznie taki majątek, jak 128 miliarderów, zamiast 42 bez tej korekty. Tak czy inaczej, grono magnatów jest bardzo wąskie (choć warto dodać, że nie posiadają oni połowy globalnego majątku, ale około 1 proc.; tyle samo jest w rękach połowy najuboższych).