Coś takiego nie zdarza się zbyt często. Poprzednio podobną serię zwyżkową obserwowaliśmy w trakcie 2017 roku, gdy MSCI Emerging Markets rósł nieprzerwanie przez osiem miesięcy. Jaki jest wspólny mianownik z tamtymi wydarzeniami? Podobnie jak obecnie, był to pierwszy rok kadencji prezydenta Trumpa. I nie chodzi tu wcale o korzyści z polityki republikanina, lecz raczej o to, że również wtedy początkowi rządów Trumpa towarzyszyło osłabienie dolara. Nieprzypadkowo wspomniana 6-miesięczna seria zwyżkowa MSCI EM zbiegła się w czasie z 6-miesięczną serią spadkową indeksu dolarowego (tak, każdy miesiąc 2025 bez wyjątku przyniósł osłabienie USD). Potwierdza się tradycyjna reguła, zgodnie z którą deprecjacja amerykańskiej waluty sprzyja akcjom na rynkach wschodzących (na czym skorzystał też nasz krajowy rynek).
Gdyby indeks dolarowy miał zejść w okolicę 90 pkt, gdzie zatrzymała się jego deprecjacja zarówno w końcówce wspomnianego 2017 roku (Trump 1.0), jak i w pierwszej połowie 2021 r. (schyłek covidowej stymulacji), oznaczałoby to spadek jeszcze o kolejne 7-8 proc. Dla porównania, od szczytu z początku roku indeks osłabił się dotąd o ok. 12 proc. Czynnikiem ryzyka dla scenariusza dalszej deprecjacji jest natomiast... dość powszechna wiara w ten scenariusz, o czym przekonuje choćby silnie niedźwiedzie pozycjonowanie na rynku kontraktów na indeks dolarowy.