Według szacunków firmy JLL na sześciu głównych rynkach sprzedaż mieszkań skurczyła się w ubiegłym roku o blisko 19 proc., do 53,1 tys. Jakim właściwie wynikiem zakończył rok Robyg – zmieniliście bowiem metodologię...
W 2020 r. podpisaliśmy 2,16 tys. umów rezerwacyjnych, o 16 proc. mniej niż rok wcześniej. Do tej pory w ten sposób prezentowaliśmy kontraktację. Od tego roku będziemy publikować wyłącznie dane na temat sprzedaży w postaci umów deweloperskich.
Zmiana podejścia była podyktowana pandemią – umowy rezerwacyjne są stosunkowo łatwe do anulowania, a deweloperskie nie. Chcieliśmy pokazać, że biznes nie jest zagrożony – mimo zawirowań mieszkania są dalej kupowane, popyt jest silny. W 2020 r. zawarliśmy 2,57 tys. umów deweloperskich. W 2019 r. było ich ponad 2,2 tys., a w 2018 r. 2,5 tys. (umów rezerwacyjnych odpowiednio 2,57 tys. i 2,52 tys. – red.).
Na sprzedaż mieszkań w 2020 r. główny wpływ miał lockdown, a także odpływ inwestorów kupujących z myślą o najmie, szczególnie krótkoterminowym. Jak oceniacie tegoroczne perspektywy rynku?
Naszym celem jest uzyskanie w 2021 r. wyższej sprzedaży mieszkań, rzędu 2,7 tys. Jeśli chodzi o „moce produkcyjne", mamy potencjał, by taki wynik uzyskać. Na koniec grudnia mieliśmy w ofercie 2,1 tys. lokali, a planujemy wprowadzić do sprzedaży dużo projektów – kolejnych etapów, ale także nowych inwestycji, w sumie 3–4 tys. mieszkań. Kładziemy nacisk na to, by klienci w biurach sprzedaży czuli się bezpiecznie, regularnie testujemy pracowników na covid, oczywiście kontakt, a także zawarcie umowy rezerwacyjnej, są też możliwe online.