Poza sytuacją z 2011 r., gdy agencja S&P 500 zdecydowała się obniżyć rating USA, ostatnich kilka podobnych sytuacji za kadencji Donalda Trumpa zazwyczaj kończyło się dość gładko, nie powodując niczego poza kilkudniowym wzrostem rynkowej zmienności.
Z pozoru wszystko wskazywało na to, że mamy do czynienia z podobnym scenariuszem. Sytuacja jest dość dynamiczna, stąd każdy komentarz może się zdezaktualizować w ciągu kilku godzin. Rozważmy jednak sytuację, gdy do szacowanego terminu 1 czerwca nie dojdzie do porozumienia i rząd Stanów Zjednoczonych utraci płynność. Zanim przejdziemy do możliwych konsekwencji tego wydarzenia, spójrzmy na bieżące tło tych wydarzeń. W odróżnieniu od poprzednich sytuacji obecnie scena polityczna w Stanach Zjednoczonych jest dużo bardziej spolaryzowana, obie strony, tj. Joe Biden po jednej oraz Kevin McCarthy z drugiej, mają sporo politycznie do stracenia, jeśli pójdą w kierunku zbyt dużych ustępstw dla drugiej strony. Od strony demokratów są ogromne wydatki związane z zieloną transformacją oraz Medicare, po stronie republikanów w grze są duże cięcia w wydatkach publicznych, gdzie należy pamiętać o ogromnych transferach fiskalnych związanych z programem wsparcia rynku pracy i przeciwdziałaniu skutkom inflacji.
Przechodząc do meritum, przedłużenie się tych trudnych negocjacji poza termin 1 czerwca (który jest dość szacunkowy z punktu widzenia momentu zawieszenia płatności, ale ma duży ładunek psychologiczny) bezpośrednio skutkowałoby zawieszeniem płatności kuponów obligacji i bonów skarbowych oraz innych wydatków rządu federalnego, co będzie miało niebagatelne reperkusje dla amerykańskiego rynku pracy. Napisać, że byłoby to wydarzenie bez precedensu, nawet jeśli ten okres trwałby krótko, to nic nie napisać. Potencjalną reakcję rynków można by przyrównać jedynie do marca 2020 r. i września 2008 r., zaś ocena długoterminowych reperkusji wynikających z zaburzenia wiarygodności długu USA jest chyba dziś niemożliwa do wycenienia. Jedno jest pewne. Im dłużej impas będzie się przeciągał, tym dłużej utrzymywać się będzie podwyższone napięcie na rynkach, które mogliśmy obserwować w ostatnim tygodniu. Samo zdarzenie każdego dnia ze skrajnych rejonów rozkładu prawdopodobieństwa przesuwać się będzie coraz bliżej środka rozkładu.
Z racjonalnego punktu widzenia powyższy scenariusz w dalszym ciągu przypomina political fiction, ale nie umiem obecnie wykluczyć, że dla części polityków stanie się scenariuszem akceptowalnym, dla większego dobra. Jedno jednak jest pewne. Techniczne bankructwo USA na pewno spełniłoby wszystkie warunki niezbędne do tego, by Fed trwale odwrócił obecny trend podwyżek. Mam na myśli wejście gospodarki USA w zauważalną recesję, w zestawieniu z istotnym wyhamowaniem dynamiki inflacji. Według byłego dyrektora Fedu w Chicago Charlesa Evansa wbrew rynkowym oczekiwaniom dopiero wystąpienie jednego z tych dwóch wydarzeń może trwale zatrzymać Fed w zacieśnianiu polityki monetarnej. Oczywiście jedno bądź drugie mogą wystąpić bez wystąpienia czarnego łabędzia, jakim istotnie byłoby zawieszenie płatności przez rząd federalny USA, jednak z dużym prawdopodobieństwem stanie się to dopiero w 2024 r.