Inflacja w Polsce w lutym w rezultacie wprowadzenia tzw. tarczy antyinflacyjnej 2.0 spadła do 8,5 proc. rok do roku z 9,4 proc. w styczniu. Należy jednak zaznaczyć, że jest to wartość istotnie wyższa od oczekiwań rynku, które zakładały 8,1 proc., co tylko utwierdza w przekonaniu, że w najbliższych miesiącach rozpocznie się nowy rozdział w odczytach inflacji sięgających najpewniej poziomów powyżej 10 proc. Inflację będą napędzać ceny paliw i energii, z kolei w II połowie roku podwyżki cen uwidocznią się również w przypadku żywności. Nieoczekiwanym ryzykiem jest też potencjalny wzrost cen frachtu morskiego, który ponownie może uaktywnić się na skutek wprowadzonych restrykcji w kluczowych chińskich miastach ze względu na wzrost zakażeń koronawirusem.

W marcowej projekcji inflacji NBP znacząco zrewidował prognozy prezentowane przy okazji projekcji listopadowej. Według ekonomistów banku średniokwartalny szczyt CPI zostanie osiągnięty w III kwartale 2022 r. i przekroczy nieco 12 proc., aby później pozostać na poziomie dwucyfrowym do połowy 2023 r. Warto jednak zauważyć, że w projekcji uwzględniono scenariusz wygaśnięcia wspomnianej na początku tzw. tarczy antyinflacyjnej 2.0 już w lipcu, co zgodnie z zapowiedziami rządu jest coraz mniej prawdopodobnym scenariuszem. Można zatem zakładać, że w sytuacji przedłużenia tarczy do końca roku szczyt inflacji zostałby przeniesiony na I kwartał 2023 r. Tymczasem perspektywa powrotu do celu inflacyjnego wyraźnie się oddaliła i według dostępnych prognoz powrót CPI do przedziału odchyleń od celu nastąpi dopiero na przełomie lat 2024/2025.

Tak istotna rewizja oczekiwań co do inflacji w krótkim czasie nie mogła zostać niezauważona przez rynek. Rynek terminowy stopy procentowej wycenia już perspektywę przekroczenia w cyklu podwyżek poziomu 5 proc. Niemniej wśród członków RPP zaczynają dominować opinie wskazujące na to, że z powodu niepewnej sytuacji geopolitycznej nie jest możliwe określenie docelowego poziomu podwyżek, a wybuch wojny tworzy grunt pod otoczenie stagflacyjne. Wiele wskazuje na to, że pierwsze sygnały płynące z „twardych" danych potwierdzające pogorszenie aktywności gospodarczej (m.in. silny spadek inwestycji) napłyną już w kwietniu, co może jedynie nasilić wspomnianą retorykę stagflacyjną. To z kolei zwiększałoby szanse na zakończenie cyklu poniżej poziomu 5 proc. po dokonaniu podwyżek w kwietniu i maju. Oczywiście wiele jednak zależy od innych czynników, w tym przede wszystkim waluty krajowej.

Ostatnie tygodnie pokazały, że w obliczu gwałtownej deprecjacji interwencje walutowe mają ograniczony wpływ na rynek, co w takich sytuacjach wymusza na RPP potrzebę zaskakiwania go silniejszymi podwyżkami.