W ostatnim okresie mieliśmy do czynienia z dość niestandardową sytuacją, gdyż indeksy polskie wykazywały się relatywną słabością względem swoich amerykańskich i europejskich odpowiedników. Przykładowo indeks S&P 500, po udanej próbie wybicia średnioterminowego oporu 5646 pkt (zniesienie 61,8 proc.), gwałtownie przyspieszył, wykonując tym samym ruch powrotny do bazowej, średnioterminowej zapory podażowej: 6145–6160 pkt (20 lutego doszło tutaj do silnego wzrostu presji ze strony sprzedających). Tymczasem indeks WIG20 zachowywał się nieco inaczej, kreśląc w tym okresie wzór charakterystyczny dla trendów horyzontalnych. Ponieważ zaczynało to coraz bardziej przypominać klasyczną formację RGR, narracja stawała się dość oczywista. Wybicie linii szyi miało zwiastować kontynuację tendencji spadkowej, przekreślając tym samym szanse byków na możliwość ustanowienia nowego maksimum – w ramach dominującego w ujęciu średnioterminowym trendu wzrostowego.
W licznych komentarzach zwracałem jednak uwagę na wyraźnie respektowany przez rynek klaster: 2652–2668 pkt, zbudowany na bazie wiarygodnych zniesień: 38,2 proc. i 113,0 proc. Ilekroć dochodziło tutaj do bezpośredniej konfrontacji, popyt za każdym razem skutecznie odpierał ataki niedźwiedzi. Koniec końców zakończyło się to silnym ruchem popytowym (sesje z 9 i 10 czerwca), poprawiającym krótkoterminowy wizerunek techniczny wykresu. Wydaje się, że jeśli popyt wykaże się teraz konsekwencją i zdoła zanegować najbliższy, liczący się opór 2870 pkt (zniesienie 88,6 proc.), to niejako automatycznie otworzy się perspektywa ustanowienia nowego rekordu hossy.
Obiektywnie można zatem stwierdzić, że pomimo podwyższonej inflacji w USA, chaosu związanego
z polityką handlową prowadzoną przez Donalda Trumpa, a także nikłych perspektyw na obniżkę stóp procentowych w najbliższym czasie, inwestorzy na rynkach akcyjnych utrzymują cały czas indeksy na relatywnie wysokich poziomach. Do tego grona zaczynają także ostatnio dołączać polskie benchmarki, co jest oczywiście pozytywną informacją, aczkolwiek mogącą pomimo wszystko trochę zaskakiwać.
W kontekście ważnego wątku dotyczącego stóp procentowych w USA warto bowiem nadmienić, że przykładowo analitycy Citi przesunęli swoją prognozę dotyczącą następnej obniżki kosztu pieniądza przez Fed na wrzesień (wcześniej zakładali, że taki ruch nastąpi w lipcu).