Nawet jednak niewielkie ruchy mogą radykalnie zmienić sytuację na rynku, gdyż na trzech najważniejszych parach walutowych rynek testuje kluczowe poziomy, a inwestorzy na rynkach akcji znów pukają do maksimów.
Z publikowanych danych jeszcze rok temu bezapelacyjnie palmę pierwszeństwa miałyby amerykańskie dane odnośnie cen konsumenta (będą publikowane w czwartek, podobnie jak dane ze strefy euro, brytyjskie CPI jutro) jako istotny determinant stóp procentowych. Inflacja po obydwu stronach Atlantyku prawdopodobnie dołek ma już za sobą (ogromny spadek wskaźnika od zeszłego roku to efekt amplitudy na rynku ropy), jednak szefowie obydwu banków centralnych (Fed i EBC) potwierdzili zgodnie, że na wyższe stopy trzeba będzie poczekać. A to oznacza, że ciągle ważniejsze znaczenie mają dane o charakterze realnym, tj. produkcja przemysłowa (strefa euro w środę, Japonia w czwartek, USA w piątek), czy sprzedaż detaliczna (w USA w środę, w piątek w Szwajcarii). Obrazu dopełniają wskaźniki wyprzedzające takie jak indeks aktywności w rejonie Nowego Jorku (czwartek, warto zwrócić uwagę, że po cofnięciu w przypadku wskaźnika ISM, tym razem konsensus na ten indeks zakłada lekki spadek), niemiecki ZEW (wtorek), czy wstępna wersja wskaźnika nastrojów University of Michigan (piątek).
W środę mamy dodatkowo posiedzenie Banku Japonii, które być może okaże się istotne dla notowań pary USDJPY, które zdają się szykować do testu tegorocznych minimów. Póki co, po nieudanej próbie (a raczej kilku próbach) testu wsparcia na poziomie 88,00 notowania odbiły się powyżej poziomu 90 jenów za dolara, w pobliże krótkoterminowego oporu 90,40. Rynek może spodziewać się, iż japoński rząd wykorzysta okolice 87-88 jenów za dolara do interwencji, co sprawia, że odreagowania mogą być dość silne. Za takim scenariuszem przemawia fakt, iż coraz więcej przedsiębiorstw narzeka na zbyt mocnego jena. Ostatnio w tej grupie znalazły się władze Toyoty. Z drugiej strony, dolar ciągle znajduje się pod presją. Agencja Bloomberg podała, iż w drugim kwartale banki centralne zwiększyły rezerwy o rekordową sumę 413 mld USD, ale aż 63% z tej kwoty zostało zakumulowane w euro i jenach. To może oznaczać, że w dłuższym terminie, wsparcie na poziomie 88 jenów za dolara może być nie do obrony, o ile nie nastąpiłaby skoordynowana interwencja lub wyraźna zmiana postawy Fed. Jednocześnie rynek jest nadal blisko tegorocznych maksimów na parze EURUSD. Co prawda, na wykresie dziennym zaczyna nam się rysować formacja podwójnego szczytu (mogąca czysto teoretycznie zapowiadać większe spadki), ale scenariusz spadkowy będzie realny dopiero w przypadku testów poziomów 1,4443/80.
Pomimo ogólnej słabości dolara, nadal zyskuje on w relacji do funta. Zeszłotygodniowa decyzja Banku Anglii (brak zmian parametrów polityki pieniężnej) tylko na chwilę powstrzymała osłabienie funta. Warto odnotować, iż wzrosty na parze zatrzymały się niemal dokładnie na lokalnym maksimum z końca września (1,6125), po czym w piątek para znajdowała się pod wyraźną presją sprzedających i na poniedziałkowym otwarciu ponownie testuje minima przedziału, tj. 1,5770/1,58.
Po dobrym ubiegłym tygodniu większość zagranicznych rynków akcji znów jest w okolicach tegorocznych maksimów. To czy zostaną one osiągnięte wydaje się jednak w mniejszym stopniu zależeć od wspomnianych danych makroekonomicznych, a w większym od wyników, które podane zostaną w końcu tygodnia (Goldman Sachs, Google w czwartek, Bank of America, GE w piątek) oraz spekulacji wokół nich (przypomnijmy, iż spekulacja odnośnie wyników Goldmana w miniony kwartale rozpoczęła się od telewizyjnego show z amerykańską analityk Meredith Withney). Kontraktom na WIG20, których notowania ciągle znajdują się w formacji trójkąta do maksimów brakuje nieco więcej niż indeksom w USA czy w Niemczech, ale silniejsze rozstrzygnięcie zagranicą powinno skutkować również wyjaśnieniem się sytuacji na naszym rynku.