W środku tygodnia wydawało się, że lada moment nadejdzie długo oczekiwana chwila i WIG20 przebije poziom 3000 pkt. Zabrakło do tego niecałe 10 pkt. Okazało się jednak, że na giełdzie, podobnie jak na boisku piłkarskim, obowiązuje zasada mówiąca o tym, że niewykorzystane okazje lubią się mścić. Już w czwartek podaż ruszyła mocniej do ataku. Prawdziwy jej popis był jednak widoczny dopiero w piątek.
Od początku piątkowej sesji na naszym parkiecie mieliśmy przewagę czerwieni. Już w pierwszych fragmentach notowań WIG20 tracił ponad 1 proc. Pocieszający był fakt, że w spadkach nie byliśmy osamotnieni. Również na innych europejskich rynkach mieliśmy przewagę czerwieni. To, co najgorsze miało jednak dopiero nadejść.
W drugiej części notowań spadki w Europie wyraźnie przybrały na sile. Indeksy w Niemczech czy też we Francji spadały o około 3 proc. Podobne spadki notował również nasz WIG20. Powód? Przecena na otwarciu Wall Street, która została sprowokowana przez słabsze odczyty z amerykańskiego rynku pracy.
Czytaj więcej
Słabsze od oczekiwań amerykańskie dane z rynku pracy uderzyły w notowania dolara. Z faktu tego skorzystał złoty, który wobec dolara zaczął się umacniać o ponad 1 proc.
WIG20 doczeka się korekty?
Nasz WIG20 zamiast więc atakować 3000 pkt musiał się skupić na obronie 2900 pkt. Ostatecznie ta sztuka się jednak nie udała. Flagowy indeks warszawskiej giełdy stracił na wartości 2,2 proc. i zamknął tydzień na poziomie 2884 pkt. Spadki zanotowały także średnie i małe firmy, jednak w ich przypadku nie były one aż tak wyraźne. mWIG40 spadł 1,8 proc., zaś sWIG80 1 proc.