Condohotele – gorący temat. Na papierze model wygląda bardzo dobrze: inwestujemy w pokój w hotelu, właściwie w jego budowę, deweloper ten hotel buduje, a operator potem nim zarządza, dba o wynajem – i pieniądze spływają na konto. Część projektów obiecuje nawet określony zwrot w skali roku. Coraz częściej słyszymy o projektach, które – mówiąc delikatnie – nie wypaliły, nie dostarczają tego, co inwestorom było obiecane. Czy condo to już skreślona branża?
„Condoskandale” to, mam wrażenie, trochę niekończąca się opowieść. Już tyle razy słyszeliśmy, że kolejny hotel wpadł w turbulencje, czy też okazał się niewypłacalny – a to nie zniechęca inwestorów. W sumie to dobrze, bo sama koncepcja condohotelu i pasywnego zysku nie jest złym pomysłem inwestycyjnym czy na dywersyfikację na rynku nieruchomości. Zawsze jednak na początku biznesu stoi konkretna firma, konkretni ludzie – ich wiarygodność i profesjonalizm. Myślę, że to jest głównym problemem tego rynku, a nie obiecywanie 7–8 proc. w skali roku.
Te skandale są oczywiście głośne i branża typowo hotelowa, zarządzająca obiektami, która nie sprzedaje pojedynczych pokoi inwestorom, ocenia, że to jest po prostu uderzające w jej wizerunek.
Jeśli chodzi o skalę rynku, to według naszych szacunków z maja jednostek działających w condohotelach – rozumianych jako inwestycje, w których kupujący musi oddać lokal w wynajem, czyli nie może go samodzielnie wykorzystywać, nie może sobie samodzielnie znaleźć operatora – w całej Polsce, w kurortach i w miastach było 47 tys., a w realizacji około 11 tys.
Czytaj więcej
Condohotele powstają nie tylko w miejscowościach turystycznych, ale też w miastach przyciągającyc...