Wczoraj w Stanach cierpiała branża finansowa. FDIC, czyli tamtejszy odpowiednik naszego funduszu gwarancyjnego banków zasygnalizował rekordową liczbę zagrożonych podmiotów, co zostało odebrane jako potwierdzenie wcześniejszych opinii, że branża finansowa faktywnie potrzebuje więcej kapitału, niż ostatnio zapowiadała. Do tego dochodzi ciągły wzrost rentowności amerykańskiego rynku długu. Będzie to miało przełożenie nie tylko na stopy kredytów hipotecznych, a więc spowolni procesy wspomagające poprawę na rynku nieruchomości, ale także obciąża amerykański budżet większymi kosztami obsługi zadłużenia.
Oczywiście wyższe stopy procentowe to także hamulec dla wszelkiego rodzaju projektów inwestycyjnych oraz wzrost kosztów obsługi zadłużenia przedsiębiorstw, a więc czynnik, który przeszkadza amerykańskiej gospodarce wyjść z kryzysu. No i pojawia się pytanie, jak długo władze monetarne będą się temu przyglądać, utrzymując rekordowo niskie stopy krótkoterminowe. Jak widać, plan skupu obligacji długoterminowych nie zdaje egzaminu, gdyż presja rynku jest znacznie większa od możliwości rezerwy federalnej.
Zmagania na sesji będą przerywane, czy właściwie uatrakcyjniane przez publikacje danych makro. Nie będzie ich wiele. Rankiem poznamy wskaźniki nastojów w strefie euro, o 14:30 liczbę wniosków o zasiłek dla bezrobotnych oraz dynamikę zamówień na dobra trwałego użytku, a o 16:00 sprzedaż domów na rynku pierwotnym. O ile każda z tych wielkości coś nam może powiedzieć, to raczej żadna nie wpłynie znacząco na poziom notowań. To tylko potwierdza, że jesteśmy zdani na własne siły, a tych nie należy przeceniać. Do wybicia dziś nie dojdzie, a więc raczej nie będzie okazji do mieszania przy zleceniach.