Osłabienie cen było na miejscu, bo faktycznie dane okazały się gorsze od prognoz. Można więc było mówić o zaskoczeniu. Skala osłabienia na naszym rynku trudna była jednak do wytłumaczenia jedynie danymi w Stanach, bo tamtejsi gracze zachowywali spokój. Także dolar nie wykazywał wyraźnych zmian wartości. Wydawało się, że czynniki wpływające na spadek cen są w większym stopniu lokalne. Ostatecznie doszło do zamknięcia poniedziałkowej luki hossy.
Poziom zakończenia wczorajszych notowań był na tyle niski (zamknięcie było jednocześnie minimum dnia), że mógł wśród najszybszych graczy wywołać reakcję w postaci zmiany nastawienia na neutralne. Za takim zachowaniem stoi kilka argumentów oraz jedno założenie. Założenie brzmi, że weszliśmy w okres, w którym zyskowne może być korzystanie z narzędzi o szybszym charakterze w związku z tym, że kontynuacja dynamicznego trendu może być utrudniona. Tak przynajmniej sugerują analogie historyczne.
Jeśli takie założenie uznamy za zasadne, to mieliśmy świadomość, że ostatnia zwyżka doprowadziła do wykupienia rynku, co mogło sugerować pojawienie się ruchu spadkowego. By możliwość taka była bardziej realna, powinny pojawić się sygnały na tychże szybszych wskaźnikach i po wczorajszej sesji się pojawiły. Swoją wagę ma także fakt, że ta chwila słabości ma miejsce tuż pod poziomem oporu, za jaki nadal można uważać górną linię kanału wyznaczonego przez wewnętrzną linię trendu. Połączenie odbicia od linii z zamknięciem luki oraz sygnałami na oscylatorach tworzą mieszankę, która może skutkować pogłębieniem spadku, a w konsekwencji możliwością powrotu do pozytywnego nastawienia na niższych poziomach.
Zanim niedźwiedziom powyższy akapit wyda się bardzo przyjemny, należy podkreślić, że takie zagrania to scenariusz ryzykowny. O ile więc sugerowanie się szybkimi sygnałami słabości można wykorzystać do wyjścia z rynku, to już oparcie o nie gry na spadek cen znacznie zwiększa ryzyko i jeśli ktoś się na to porywa, to musi mieć tego faktu świadomość.