Te (nie)straszne kredyty walutowe

Ostat­nie la­ta przed kry­zy­sem przy­nio­sły znacz­ne upo­wszech­nie­nie się kre­dy­tów wa­lu­to­wych w Eu­ro­pie Środ­ko­wo­-Wschod­niej. Ska­la te­go zja­wi­ska by­ła różna w po­szcze­gól­nych kra­jach, a Pol­ska na­le­ży do tych, gdzie kre­dy­ty wa­lu­to­we upo­wszech­ni­ły się w umiar­ko­wa­nym za­kre­sie - pisze Andrzej Halesiak, ekonomista i menedżer (pracował m. in. w Ministerstwie Finansów, McKinsey i Banku BPH)

Publikacja: 25.09.2010 09:13

Andrzej Halesiak

Andrzej Halesiak

Foto: Fotorzepa, Seweryn Sołtys

W ostatnim czasie jednym z istotnych tematów stała się kwestia kredytów walutowych. Niespodziewanie – w komunikacie po sierpniowym posiedzeniu – odniosła się do niej Rada Polityki Pieniężnej, stwierdzając, że „dla stabilności makroekonomicznej ważne jest także podejmowanie działań, które zapobiegną szybkiemu wzrostowi kredytów walutowych dla gospodarstw domowych”.

Równocześnie Komisja Nadzoru Finansowego – w toku prac nad zaostrzeniem tzw. rekomendacji S, która ogranicza dostęp do kredytów walutowych – zorganizowała specjalne konsultacje z przedstawicielami banków poświęcone właśnie temu zagadnieniu. W tym kontekście warto przypomnieć kilka faktów związanych z kredytami walutowymi w Polsce oraz zastanowić się, czy rzeczywiście stanowią one aż takie niebezpieczeństwo.

[srodtytul]Popularne, bo tańsze, ale nie tylko dlatego [/srodtytul]

Ostatnie lata przed kryzysem przyniosły znaczne upowszechnienie się kredytów walutowych w Europie Środkowo-Wschodniej. Skala tego zjawiska była różna w poszczególnych krajach, a Polska należy do tych, gdzie kredyty walutowe upowszechniły się w umiarkowanym zakresie. Choć w szczycie ich popularności (2008 r.) ok. 80 proc. wartości nowo udzielanych kredytów mieszkaniowych przypadało na waluty obce (głównie szwajcarskiego franka), to udział tego typu kredytów w całym portfelu kredytów detalicznych nigdy nie przekroczył 45 proc. (38 proc. obecnie). W przypadku portfela kredytów dla firm jest on jeszcze niższy (ok. 25 proc.).

Do podstawowych czynników mających wpływ na skalę upowszechniania się kredytów walutowych należą: różnice w poziomie stóp procentowych, reżim kursowy, struktura finansowania banków, regulacje. Klienci wybierają kredyty denominowane w walutach obcych, ponieważ są one tańsze. Dla przykładu według danych NBP średnie oprocentowanie złotowych kredytów mieszkaniowych udzielonych w czerwcu br. wyniosło 6,7 proc., a tych we franku szwajcarskim 3,1 proc.. Te różnice to pochodna odmiennego poziomu stóp procentowych w Polsce i Szwajcarii.

W Polsce główna stopa NBP jest na poziomie 3,5 proc., a w Szwajcarii wynosi zaledwie 0,25 proc. Co ważne, dane historyczne wskazują, że różnice te mają charakter trwały. Kraje o niższym poziomie rozwoju charakteryzuje bowiem przeciętnie wyższa inflacja oraz generalnie niższa wiarygodność polityki monetarnej, co przekłada się na wyższy poziom stóp.

Drugim czynnikiem, który ma wpływ na upowszechnianie się w danym kraju kredytów walutowych, jest reżim kursowy oraz oczekiwania co do kształtowania się kursu. Międzynarodowe doświadczenia wskazują, że skłonność do zaciągania kredytów walutowych jest większa w przypadku sztywnych kursów walutowych (wówczas bowiem ryzyko kursowe wydaje się być wyeliminowane, choć w praktyce wcale nie musi tak być), a mniejsza w przypadku kursów płynnych. Z tym ostatnim mamy do czynienia w Polsce.

W Europie Środkowo-Wschodniej dodatkowym czynnikiem wspierającym proces zadłużania się w walutach obcych było poczucie spadku ryzyka kursowego po wejściu tych krajów do Unii Europejskiej oraz rosnące przekonanie o rychłej integracji ze strefą euro. Oczywiście ostatni kryzys mocno zweryfikował te założenia. Okazało się, że ryzyko kursowe wciąż istnieje, a perspektywy wejścia do strefy euro na skutek kryzysu oddaliły się.

W odniesieniu do struktury finansowania banków okazuje się, że kredyty walutowe stały się szczególnie popularne w tych krajach, w których banki miały problemy z pozyskaniem wystarczającego finansowania w walucie krajowej. Z taką sytuacją mieliśmy po części do czynienia również w Polsce. W obliczu rosnącego zapotrzebowania na kredyty oraz nienadążającego za nim przyrostu lokalnej bazy depozytowej banki w coraz większym zakresie pozyskiwały finansowanie za granicą.

Mając środki denominowane w walutach zagranicznych, było im wygodniej oferować kredyty walutowe. Znaczenie tego czynnika potwierdza przykład Czech, gdzie poziom lokalnych depozytów był i pozostaje znacząco wyższy od kredytów. W tej sytuacji nie było potrzeby finansowania się za granicą i dziś udział kredytów walutowych w portfelach czeskich banków jest znikomy.

Znaczenie regulacji dla rynku kredytów walutowych stopniowo rośnie. Wiele krajów – w tym Polska (rekomendacja S weszła w życie w 2006r.) – zaczęło stopniowo ograniczać dostęp do kredytów walutowych. Formy regulacji tego segmentu rynku to m.in. obowiązek uświadamiania klientów o zagrożeniach związanych z kredytami walutowymi. Wprowadzane są również podwyższone wymogi dochodowe dla zaciągających kredyty walutowe czy ograniczenia wielkości kredytu w relacji do wartości nieruchomości. W ekstremalnych przypadkach wprowadza się zakaz udzielania kredytów walutowych.

[srodtytul]Makroekonomiczna stabilność i skuteczność polityki monetarnej[/srodtytul]

Za rosnącą regulacją segmentu kredytów walutowych stoi przekonanie, że stanowią one szczególne zagrożenie dla stabilności gospodarki. Jako podstawowe wady tego typu kredytów wymienia się: ekspozycję zaciągających je klientów na ryzyko kursowe, co może prowadzić do zwiększonego ryzyka kredytowego banków; negatywny wpływ, jaki ma praktyka udzielania kredytów walutowych na efektywność prowadzonej w danym kraju polityki monetarnej. Jeśli chodzi o pierwszy z tych argumentów, to warto zauważyć, że budowanie portfela kredytowego banków w danym kraju jedynie w oparciu o kredyty w lokalnej walucie wcale nie musi być najlepszym sposobem zapewniania stabilności.

Jak pokazują to doświadczenia innych krajów, bardziej istotny jest sam fakt nadmiernej ekspansji kredytowej niż struktura udzielanych kredytów. Jest to związane z tym, że kraje takie jak Polska nie są jedynie narażone na szok o charakterze zewnętrznym (tak jak miało to miejsce przy ostatnim kryzysie), ale wiele z nich przeżywa szok związany z nierównowagą wewnętrzną – wyższą inflacją czy też problemami fiskalnymi.

W tej sytuacji zagrożenia związane ze znaczącym wzrostem stóp krajowych wcale nie muszą być mniejsze niż te związane z wahaniami kursu walutowego. O tym, że do takich znaczących ruchów stóp w naszym regionie ciągle dochodzi, świadczy ostatni przykład Węgier (na skutek kryzysu fiskalnego w 2008 r. główna stopa procentowa musiała w jednym ruchu zostać podniesiona o 3p. p., do 11,5 proc., a stopy rynkowe wzrosły jeszcze bardziej). Kredyty walutowe zapewniają więc swego rodzaju dywersyfikację ryzyka portfela.

Co więcej, biorąc pod uwagę wspomnianą już wyższą w krajach takich jak Polska inflację cen i płac, wielu biorących kredyty walutowe uzyskuje w długim okresie ujemne realne stopy procentowe, a więc ich zdolność obsługi kredytów jest systemowo wyższa niż tych posiadających kredyty w lokalnej walucie. Może się to pozytywnie przekładać na stabilność systemu finansowego. Znajduje to potwierdzenie w danych o jakości portfela kredytów mieszkaniowych banków – na koniec czerwca udział należności z utratą wartości w portfelu walutowych kredytów mieszkaniowych polskich banków wynosił 1,1 proc. wobec 2,5 proc. dla portfela złotowego.

Jeśli chodzi o wpływ kredytów walutowych na efektywność polityki monetarnej, to przełożenie wydaje się tu oczywiste. Im większe upowszechnienie kredytów walutowych, tym mniejsze powinno być oddziaływanie lokalnych stóp procentowych na poziom akcji kredytowej. Warto jednak pamiętać, że nie jest to tak prosta zależność. Istotną rolę odgrywa tu sposób finansowania akcji kredytowej w walutach obcych. Jeśli bowiem finansowanie kredytów walutowych odbywa się ze środków krajowych, to rosnący koszt tego finansowania musi się przekładać także na koszt kredytu. Druga, chyba nawet bardziej istotna kwestia dotyczy tego, czy będąc członkiem Unii Europejskiej i tym samym godząc się na swobodę świadczenia usług finansowych, nie jesteśmy skazani na mniejszą efektywność polityki monetarnej.

Jeśli bowiem hipotetycznie założymy, że wprowadzony zostaje zakaz udzielania kredytów walutowych, to można sobie wyobrazić, że banki i tak znajdą sposób, aby zaspokoić popyt klientów. Można sobie wyobrazić, że zaoferują np. zagraniczną „turystykę kredytową” i/lub upowszechnią swoją obecność w naszym kraju w formie oddziałów instytucji zagranicznych. Klienci mogą również zacząć zaciągać pożyczki walutowe u instytucji niebankowych. W tej sytuacji efektywność polityki monetarnej pozostanie ograniczona, a na dodatek przejrzystość rynku z punktu widzenia regulatora drastycznie się zmniejszy.

[srodtytul]Rozwiązanie poprzez mechanizmy rynkowe, a nie zakazy[/srodtytul]

Aby wybrać właściwe rozwiązanie dla Polski, warto spojrzeć na doświadczenia innych związane z kredytami walutowymi. Na skalę masową zjawisko tego typu kredytów wystąpiło np. w Azji i w czasie tzw. kryzysu azjatyckiego z lat 1997 – 1998, rzeczywiście, w niektórych krajach zrodziło problemy sektora bankowego. Podstawowa lekcja, jaka płynie z doświadczeń innych, każe przede wszystkim zwracać uwagę na specyfikę poszczególnych krajów (w szczególności na zrozumienie powodów upowszechniania się kredytów walutowych).

Następna wskazuje, że rozwiązanie kwestii kredytów walutowych powinno się w większym stopniu opierać na mechanizmach rynkowych niż na zakazach i nakazach. W tym drugim przypadku bowiem bardzo łatwo doprowadzić do sytuacji, w której koszt dla gospodarki (np. w postaci niższego tempa wzrostu gospodarczego, mniejszego poziomu dywersyfikacji ryzyka) związany z regulacjami jest wyższy od uzyskiwanych korzyści. W polskich warunkach wydaje się, że nie ma przesłanek do sięgania po skrajne rozwiązania.

Można natomiast wiele zrobić, opierając się na wspomnianych mechanizmach rynkowych. Jeśli empiryczne dane KNF czy NBP rzeczywiście wskazują (np. na bazie testów warunków skrajnych) na wyższe ryzyko kredytów walutowych dla systemu bankowego, to efekt ten można skompensować poprzez różnicowanie wymogów kapitałowych. Powinno się również kłaść nacisk na dywersyfikację źródeł finansowania banków, tak aby ich zobowiązania nie zostały zdominowane przez pożyczki zagraniczne. Równocześnie powinno się podjąć działania wspierające rozwój rynku kapitałowego (w tym takich instrumentów jak sekurytyzacja czy listy zastawne), tak aby stał się alternatywnym źródłem lokalnego finansowania.

A co najważniejsze, rząd i NBP powinny prowadzić odpowiedzialną politykę gospodarczą (w tym w szczególności fiskalną), wówczas bowiem ryzyko związane ze zmiennością kursu walutowego będzie minimalne, a rosnąca wiarygodność kraju przełoży się na redukcję dysparytetu stóp procentowych. Przy opisanych wyżej działaniach kwestia kredytów walutowych w polskiej gospodarce rozwiąże się sama.

[i]Au­tor jest eko­no­mi­stą i me­ne­dże­rem, pra­co­wał m.in. w Mi­ni­ster­stwie Fi­nan­sów, McKin­sey i Ban­ku BPH.[/i]

Komentarze
Co martwi ministra finansów?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Komentarze
Zamrożone decyzje
Komentarze
W poszukiwaniu bezpieczeństwa
Komentarze
Polski dług znów na zielono
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Komentarze
Droższy pieniądz Trumpa?
Komentarze
Koniec darmowych obiadów