Koniec roku to czas podsumowań i refleksji. Także tych natury rynkowej. Dziś jest to tym bardziej zasadne, że sam rynek nie daje nam wielu argumentów za tym, by zajmować się wydarzeniami, jakie na nim zachodzą. Z prostej przyczyny – nic się nie dzieje. Ceny stoją w miejscu i czekają na lepsze czasy, gdy na rynku ponownie pojawią się handlujący. To tym bardziej zniechęca do handlu, czego świetny przykład mieliśmy wczoraj. Niewielkie zmiany cen i jeszcze bardziej przygnębiający obrót są przejawem zniechęcenia do składania zleceń.

W takiej sytuacji możemy się skupić na informacjach o podniesieniu płacy minimalnej w Pekinie o 20 proc. Z powodu braku innych wiadomości za grom z jasnego nieba uchodzi podwyżka stóp procentowych w Państwie Środka. Wprawdzie mówiło się o takiej możliwości już od dawna, a każda spadkowa sesja w Szanghaju była tłumaczona właśnie strachem przed podwyżką, to jednak wymowa komentarzy wskazuje na zaskoczenie.

Owszem, podniesienie ceny pieniądza w pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia nie zdarza się zbyt często, ale w końcu odbieramy rzeczywistość z perspektywy kultury chrześcijańskiej, a to jednak nie jest perspektywa globalna. Tylko patrzeć, jak rosnące znaczenie rynków Dalekiego Wschodu z Chinami na czele wymusi weekendowo-świąteczne dyżury na wypadek, gdyby coś istotnego wydarzyło się w krajach, dla których Wigilia i Boże Narodzenie jest równie egzotyczne, jak dla nas chińskie Święto Wiosny.

Jak już mowa o świętach, to warto zauważyć, że część z nich jest dla nas przyjemna, a część mniej. Te mniej przyjemne to przede wszystkim nie nasze święta. Chodzi oczywiście o ich wpływ na notowania. Pierwsze dwa dni tego tygodnia stoją pod znakiem Boxing Day w Wielkiej Brytanii.

Gdy Brytyjczycy z lubością poddają się konsumpcji na wyprzedażach poświątecznych, jednocześnie składają mniej zleceń na warszawski parkiet. A to z Londynu napływa do Warszawy najwięcej zagranicznych zleceń. Ich brak daje się we znaki, ponieważ z tego m.in. bierze się tak znienawidzony przez daytraderów marazm.