W mojej ocenie, już wiosenna prognoza była zbyt konserwatywna. A jak oceniać najnowsze szacunki OECD? Sądzę, że podobnie jak w poprzedniej rundzie, ostateczne wyniki polskiej gospodarki okażą się lepsze.
W ostatnim czasie perspektywy rozwoju Polski w horyzoncie 1–1,5 roku uległy znaczącej poprawie. Stawiam tezę, że większość prognostów niedoszacowuje dynamikę wzrostu PKB w 2014 r. Rzeczywisty wynik (poznamy go dopiero zimą 2015 r.) okaże się lepszy od oczekiwań. Spodziewam się, że PKB w 2014 r. zwiększy się o 3,0–3,5 proc. r./r.
Tezę tę opieram na założeniu, że przyszłoroczny wzrost gospodarczy w naszym kraju będzie się opierał na trzech, a nie jak dotychczas jednym, filarach. Rolę motoru PKB przejmować będzie konsumpcja, za którą w dalszej części roku podążą inwestycje. Dzieła odbudowy, stłamszonej kryzysem gospodarki, dokona silny wzrost wydatków publicznych. Słabnąć będzie natomiast eksport.
Prognoza wyraźnego przyspieszenia w zakresie konsumpcji prywatnej obarczona jest najmniejszym ryzykiem. Spodziewam się, że spożycie indywidualne będzie stopniowo rosło z poziomu 1,5–2 proc. w I kw. do 3–3,5 proc. na koniec przyszłego roku. Bazą pod odrodzenie tej kategorii, obserwowany już od blisko roku, realny wzrost wynagrodzeń. Proces wystarczająco długi, by zrekompensować drenaż oszczędności i stagnację spożycia z ostatnich kwartałów, wywołany wcześniejszą fazą kilkumiesięcznego spadku płac w II poł. 2012 r.
Zachowanie dynamiki płac urealnionej wskaźnikiem inflacji w 2013 r. do złudzenia przypomina sytuację obserwowaną w 2010 r. Wówczas również, po przejściowym spadku realnych wynagrodzeń, w kolejnych miesiącach miało miejsce odbicie, przeciętnie, o ok. 2 proc. r./r. Spodziewam się zbliżonej do okresu sprzed trzech lat ścieżki wzrostu sprzedaży detalicznej w Polsce. W najbliższych miesiącach obroty w sklepach i sieciach handlowych będą rosnąć w tempie 4–8 proc. r./r., by od połowy roku ustabilizować się w okolicach górnej bariery tego przedziału.