Minęły cztery miesiące. W tym czasie indeks S&P500 spadł o 16 proc., a potem urósł o blisko 30 proc. Zmusza to do zastanowienia, czy stare giełdowe powiedzenie, że „niedźwiedzie skaczą z okna, a byki wchodzą po schodach”, wciąż ma zastosowanie. W międzyczasie przeżyliśmy wprowadzenie drastycznych ceł przez USA, ich późniejsze odwołanie oraz straszenie kolejnymi barierami w handlu międzynarodowym. Wojny też już nie trwają latami, a nawet miesiącami. Wystarczy 12 dni, aby zwaśnione kraje się „dogadały”. Chyba tęsknię za czasami, gdy rynek giełdowy do oczyszczenia się potrzebował około dwóch lat. A może to jeszcze kiedyś wróci?

Wiosną pisałem o matematycznych zależnościach poszczególnych tygodniowych fal, które tworzą dołek 4800 punktów na wspomnianym benchmarku. Sugerowały one, że przecena z pierwszego kwartału może być korektą. Dziś już wiemy, że nią była, bo byki utworzyły nowy szczyt. Tym samym seria zielonych świec jest impulsem wzrostowym. W przeszłości te fale były dwukrotnie wyższe niż ruch wtórny w skali miesięcznej. Oznacza to, że byki mają przed sobą bardzo dobrą perspektywę w drugiej połowie roku, gdyż wykonany zasięg przekroczył dopiero 50 proc. wspomnianego historycznego celu. Pamiętajmy, że jednym z aksjomatów analizy technicznej jest: „historia lubi się powtarzać”. Ciekawe, co może stanąć na przeszkodzie bykom? Kolejna wojna? Nowe cła, które były tak absurdalnie wysokie, że Chiny stwierdziły, iż nie będą  bawić się tymi zabawkami. Ktoś coś pewnie wymyśli, w końcu trend to układanka szczytów i dołków.