Na razie sytuacja na rynkach światowych rozwija się zgodnie ze scenariuszem nakreślonym w prognozie noworocznej. Mimo ciągłego napływu złych wiadomości (obniżki prognoz wyników, gorsze rekomendacje analityków), Nasdaq wzrósł o ponad 18% od dna, a w zeszłym tygodniu wręcz rósł przez 3 sesje z rzędu, co ? o ile dobrze pamiętam ? poprzednio miało miejsce w październiku, a wcześniej w sierpniu. Bardzo dobrze nowy rok zaczęła też większość rynków rozwijających się, z Rosją i Ameryką Południową na czele. W Polsce tymczasem do tej pory spadliśmy o jakieś 7%, a większe zlecenia kupna pojawiają się dosyć sporadycznie na wybranych spółkach o największej kapitalizacji. O zastoju panującym na naszej giełdzie najlepiej świadczy sytuacja spółek technologicznych, które poprzednio reagowały na każdą zwyżkę Nasdaq, a teraz stoją jak zaklęte. Według moich obserwacji, jest to efektem dużego zniechęcenia rodzimego kapitału spekulacyjnego oraz czyszczenia portfeli przez kilku zagranicznych maruderów. Najczęściej podawanym argumentem przeciw inwestowaniu w te spółki jest niewiara w trwałość wzrostów w Stanach i brak informacji o istotnych nowych kontraktach z sektora publicznego (per analogiam z poprzednim rokiem wyborczym 1997). W tej sytuacji należy się jednak zastanowić, czy nawet przy braku istotnych informacji skala przeceny nie powinna zachęcać do kupna, gdyż, jak uczy historia, odwrócenia trendu dokonują się na ogół niejako same z siebie, bez żadnych istotnych ?historii?. Tak czy siak, przyjdzie chyba poczekać na jakieś pierwsze zakupy inwestorów zagranicznych. Na razie obstaję przy swoim założeniu, że na regularniejszy napływ kapitału zagranicznego przyjdzie nam poczekać do ostatniego tygodnia stycznia. Jeśli się to sprawdzi, to ciekaw jestem, jak wtedy zachowają się rodzime fundusze emerytalne i czy zdecydują się na przekroczenie magicznego poziomu alokacji 30% aktywów w akcje?
Adam Kalkusiński
Wood&Company