Rentowności obligacji amerykańskich nie rosły już w takim tempie jak wczoraj, pozostały jednak na bardzo wysokim pułapie, w okolicach 5-letnich maksimów. Dopiero popołudnie przyniosło większy ruch korekcyjny. Ze stabilizacji w okolicach 1,3280 USD kurs wytrącony został przez publikacje danych zza Oceanu. Tak jak się spodziewaliśmy majowe dane o sprzedaży detalicznej (+1,4% m/m, konsensus +0,6% m/m) i cenach importu (+0,9%, oczekiwano +0,3%) okazały się być lepsze od prognoz. Nieznacznie słabsza była natomiast dynamika cen w eksporcie. Symboliczny wzrost o 0,1%, przy szacunku 0,3% lekko rozczarowuje, jednak ogólna wymowa publikacji jest zdecydowanie pozytywna. Takie odczyty dają podstawy sądzić, że wskaźnik inflacji CPI, który opublikowany zostanie w piątek może również przewyższyć rynkowe oczekiwania, co oznaczać będzie dalsze umocnienie dolara. Dobre wrażenie robi także seria mniej istotnych danych z amerykańskiego rynku nieruchomości USA. Reakcja rynku była dosyć gwałtowna, lecz krótkotrwała - po szybkim spadku eurodolara do 1,3270 nastąpił wzrost o 35 pkt., po czym para wróciła do ceny sprzed publikacji (1,3280 USD). Można traktować to jako dowód, że rynek nie jest pewny czy dolar może kontynuować umocnienie bez wcześniejszego odreagowania spadków. Takie odreagowanie może rzeczywiście nastąpić, jednak jego zakres nie będzie znaczący (około 50 pkt.) W naszej opinii dalsze spadki EUR/USD są tylko kwestią czasu zaś poziom 1,3250 USD powinien zostać osiągnięty w ciągu najbliższych 2 sesji. Kolejnym celem stanie się wtedy 1,3180 USD. O 15.30 za euro płacono 1,3290 USD.
Inwestorzy krajowi poznali dzisiaj odczyt majowej inflacji CPI, która zaskoczyła analityków. Konsensus rynkowy wynosił 2,1% r/r, tymczasem główny wskaźnik wyniósł 2,3% r/r. Tym samym inflacja utrzymała swój poziom sprzed miesiąca. Początkowo rynek przyjął te informacje spokojnie. Inwestorzy wyczekiwali, bowiem danych z USA. Brak większego ruchu dowodzi, że gracze na rynku krajowym o wiele bardziej przejmują się kontekstem międzynarodowym niż tym, co dziej się w polskiej gospodarce, o ile polskie wyniki znacząco nie odbiegają od normy. Postępowanie takie jest słuszne, gdyż to właśnie umocnienie dolara i galopujące w ostatnich dniach rentowności papierów dłużnych Departamentu Skarbu są głównym winowajcą gorszej atmosfery na parkietach giełdowych i osłabienia walut emerging markets. Także dzisiaj czynnik ten był dominujący i zadecydował o zwyżce notowań USD/PLN oraz EUR/PLN odpowiednio do poziomów 2,8970 PLN i 3,8450 PLN. Z tych oporów nastąpił odwrót korespondujący z umocnieniem walut regionu wobec "zielonego". Opublikowanie danych z gospodarki amerykańskiej zmniejszyło niepewność na tyle, że inwestorzy mogli pozwolić sobie na wkalkulowanie w ceny korzystnego dla naszej waluty wyniku inflacji, co przyspieszyło lekkie umocnienie naszej waluty. Skutkuje to odrabianiem strat przez złotego, co jest naturalne po dłuższym okresie słabości. Euro spadło do wsparcia na 3,8250 PLN, dolar zaś skorygował się do 2,8775 USD. Spodziewam się, że nasza waluta może jeszcze trochę zyskać (do ok. 3,82 PLN za euro i 2,8650 USD za dolara), w perspektywie średnioterminowej osłabienie złotego powinno być jednak kontynuowane. O 15.30 za euro płacono 3,83 PLN, dolar kosztował 2,88 PLN.
Kamil Gaworecki
Makler Papierów Wartościowych
DM TMS Brokers S.A.