Niewątpliwie emocje podsycały wypowiedzi niektórych jej członków, z których warto przytoczyć opinię prof. Dariusza Filara. Bo o ile fakt, iż znajdujemy się nadal w cyklu zacieśniania polityki monetarnej jest oczywisty, o tyle warto zadać sobie pytanie, kiedy można będzie spodziewać się pierwszych obniżek stóp procentowych. I tak zdaniem głównego "jastrzębia" w Radzie taka możliwość może pojawić się dopiero w końcu 2009 r. To oznacza, że wysoki poziom stóp procentowych utrzyma się na dłużej, co teoretycznie będzie nadal przyciągać zagraniczny kapitał, gdyż już w końcu kwietnia ich poziom może być o 200 pkt. bazowych wyższy, niż w strefie euro. Tyle, że warto zastanowić się, czy po spodziewanej podwyżce w końcu miesiąca, nie dojdzie do kilkumiesięcznej pauzy, która na złotym może zaowocować nieco większą korektą ruchu z ostatnich tygodni. Nie można też wykluczyć, że przerwa w podwyżkach będzie dłuższa, jeżeli dynamika wzrostu cen w najbliższych miesiącach będzie niższa (podwyżka cen gazu zatwierdzona przez URE była mniejsza, niż chciał detalista), a sytuacja gospodarcza na świecie jeszcze bardziej się pogorszy. Bo, co do tego, że w Stanach Zjednoczonych mamy już recesję nie ma wątpliwości, a prognozy opublikowane w ostatnich dniach chociażby przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy, dla pozostałych gospodarek nie są optymistyczne. Już wkrótce problemy może mieć Japonia, a i wzrost PKB w strefie euro nie będzie w tym roku imponujący (zdaniem MFW wyniesie 1,3 proc. r/r). O zagrożeniach płynących z kryzysu kredytowego na rynkach finansowych wspomniał wczoraj także szef Europejskiego Banku Centralnego, chociaż główny akcent położył na ryzyka związane z dalszym wzrostem inflacji. W efekcie jego komentarz był zbliżony do tego, co usłyszeliśmy w marcu, a ekonomiści czołowych banków zaczęli przesuwać termin potencjalnej obniżki stóp procentowych z czerwca na wrzesień. Niemniej jednak w trakcie konferencji notowania EUR/USD zaczęły wyraźnie spadać, po trzeciej już nieudanej próbie trwałego przebicia poziomu oporu na 1,59, aby dzisiaj w godzinach nocnych zanotować minimum na 1,5740. To wynik krytycznych słów na temat nadmiernej zmienności na rynkach finansowych, które padły ze strony szefa ECB. Ta kolejna próba werbalnej interwencji mająca zatrzymać pochód EUR/USD na północ, w połączeniu z faktem rozpoczynającego się dzisiaj spotkania ministrów finansów i szefów banków centralnych państw grupy G-7 w Waszyngtonie, stała się jednak dobrym pretekstem do realizacji zysków. I to niezależnie od tego, iż informacje, jakie napłynęły ze Stanów Zjednoczonych nie były najlepsze. Wprawdzie dane o cotygodniowym bezrobociu były niższe, to jednak średnia 4-tygodniowa wzrosła do poziomów niewidzianych od huraganu Katrina w 2005 r. Z kolei deficyt handlowy w lutym zamiast spaść do 57,5 mld USD, zwiększył się do 62,32 mld USD, co generalnie stawia pod znakiem zapytania tezę mówiącą o tym, iż słabnący dolar na rynkach światowych powinien pomagać w jego ograniczaniu.
Słabe dane ze Stanów Zjednoczonych napłynęły także dzisiaj. Rozczarowujący wynik General Electric za I kwartał b.r., to niejako potwierdzenie wcześniejszych prognoz, ze strony czołowych osobistości, twierdzących iż recesja stała się faktem. Ale może i dlatego dolar nie stracił wiele po tej publikacji, która położyła się cieniem na rynkach akcji (także na warszawskim parkiecie). Bonie można wykluczyć, że złe informacje zostały już wycenione w krótkoterminowej wycenie dolara, w przeciwieństwie do rynków akcji. Teraz kluczowe dla dalszego rozwoju wypadków, będą informacje, jakie napłyną po spotkaniu G-7 (rynek będzie mógł na nie zareagować w poniedziałek). Jednak, o ile niemal na pewno głównym tematem spotkania będzie kryzys na rynkach finansowych, to raczej trudno będzie liczyć na to, iż zakończy się ono przedstawieniem konkretnych sposobów jego rozwiązania, poza ogólnikowymi deklaracjami. Bo globalni decydenci będą chcieli aby problemy rozwiązał sam rynek, bez konieczności angażowania publicznych pieniędzy. Zewnętrzna ingerencja może co najwyżej polegać próbie uszczelnienia systemu kontroli, tak aby wyeliminować powtórzenie się kryzysu w przyszłości. Można też oczekiwać, że prace legislacyjne w tej materii potrwają długo. Spotkanie G-7 może zatem rozczarować giełdowych inwestorów, co przełoży się na dalsze spadki indeksów w przyszłym tygodniu. W pierwszym momencie nie będzie też stanowić wsparcia dla dolara, bo i do słów na temat "nadmiernej zmienności na rynkach walutowych" inwestorzy zdążyli się już przyzwyczaić. Nie oznacza to jednak, że dolar będzie słabł przez cały przyszły tydzień. Może się okazać się zagranie na umocnienie amerykańskiej waluty już w poniedziałkowe popołudnie, może tym razem okazać się trafnym posunięciem. Z jednej strony poziom 1,59 na EUR/USD jest silnym oporem, a z drugiej można odnieść wrażenie, iż na rynku panuje obawa przed dalszym zwiększaniem krótkich pozycji w dolarze. Prostsza sytuacja, niż na parze EUR/USD panuje na GBP/USD. Po wczorajszej obniżce stóp procentowych przez Bank Anglii o 25 p.b. do 5,00 proc. pojawiają się głosy, iż do kolejnego cięcia powinno dojść już w maju. To może sprawić, iż już w przyszłym tygodniu notowania GBP/USD przetestują wskazywane kilka dni temu okolice 1,96.
Wróćmy, jednak do bieżącej sytuacji. Kurs EUR/USD po zanotowaniu minimum w nocy na poziomie 1,5740 powrócił do 1,5855, aby później ustabilizować się wokół 1,5830. Z kolei GBP/USD po wczorajszym spadku, nie zdołał dzisiaj trwale powrócić powyżej 1,9750. Na fali wspomnianego wcześniej pogorszenia się nastrojów na rynkach akcji, tracić zaczął złoty. Po południu (godz. 14:20) euro było warte 3,4330 (dzienne minimum to 3,4154), dolar 2,1681 (minimum 2,1582), frank 2,1715 (minimum 2,1533), a funt 4,28 (minimum 4,2628). Czy to już początek tak wyczekiwanej korekty? Nie można tego wykluczyć, jeżeli sytuacja na giełdach nadal będzie się pogarszać. Inwestorzy są przecież zarobieni na ostatnim ruchu, a większość zaplanowanych na przyszły tydzień publikacji makroekonomicznych (inflacja, płace, produkcja przemysłowa) może być już zdyskontowana. W osłabieniu złotego może pomóc także ewentualne umocnienie dolara. Tym samym można postawić tezę, iż do końca przyszłego tygodnia euro powróci powyżej 3,45 zł, a dolar powyżej 2,20 zł.
Sporządził:
Marek Rogalski