Opublikowane w miniony piątek dane o produkcji przemysłowej w marcu, której dynamika wyniosła jedynie 0,9 proc. r/r stawiają pod znakiem zapytania perspektywę kolejnej podwyżki stóp procentowych przez RPP jeszcze w tym miesiącu. Zwłaszcza, że prezes Narodowego Banku Polskiego, Sławomir Skrzypek dał w piątek do zrozumienia, iż nie poprze tej decyzji w kontekście wyraźnego umocnienia się złotego w ostatnim czasie. A kiedy członkowie RPP będą się wahać, to jego głos może okazać się decydujący. Niemniej jednak warto będzie obserwować jutrzejsze dane o sprzedaży detalicznej i bezrobociu w marcu. A wydaje się, że utrzymanie dynamiki sprzedaży powyżej 20 proc. r/r może okazać się trudne - oficjalna prognoza kształtuje się na poziomie 21,4 proc. r/r. Pewien niepokój inwestorów może wzbudzić także pewne zamieszanie, jakie powstało przy okazji zaskakującej dymisji wiceministra finansów, Stanisława Gomułki. Wprawdzie jego przełożony, Jacek Rostowski dość szybko przekazał jego obowiązki dotychczasowej wiceminister Elżbiecie Suchockiej-Roguskiej, a sam zapewnił, iż program konwergencji nie jest zagrożony, to jednak można odnieść wrażenie, że najbardziej reformatorskie skrzydło wyraźnie osłabło. Nieco zastanawiają także pewne "przepychanki" co do terminu wprowadzenia podatku liniowego pomiędzy szefem klubu parlamentarnego Platformy, a ministrem finansów. Mogą one sugerować, iż w rządzie nie ma jasnego i spójnego programu dochodzenia do konkretnych celów. A w obecnej, niestabilnej sytuacji w światowej gospodarce, może być to ważny czynnik wpływający na ogólną ocenę naszego kraju.
Tym samym, jeżeli do podwyżki stóp procentowych w końcu kwietnia nie dojdzie, a inwestorzy zaczną dokładniej przyglądać się pracom i deklaracjom rządu ws. reform finansów publicznych, to zabraknie wyraźnych impulsów, którymi kierowali się dotychczas kupujący naszą walutę. Dodatkowo sygnały napływające ze Stanów Zjednoczonych, mogące przełożyć się na odreagowanie silnie przecenionego w ostatnich tygodniach dolara na rynkach światowych, mogą także przemawiać za poważniejszą korektą wartości złotego. Tym samym potencjalna poprawa nastrojów na rynkach akcji, może mieć zupełnie inny wpływ, niż dotychczas. A za tym, iż może mieć ona jednak miejsce przemawiają ostatnie dane makroekonomiczne z USA, mogące sugerować nieznaczne odbicie się tamtejszej gospodarki w II półroczu, a także fakt wyceny negatywnych informacji ze spółek w wycenach akcji. Jednocześnie wydaje się, że FED nie będzie już obniżał stóp procentowych tak gwałtownie jak dotychczas - planowane na koniec kwietnia cięcie wyniesie 25 pb. do poziomu 2,00 proc. Te fakty mogą odbudować pozycję dolara, zwłaszcza względem euro.
W trakcie piątkowej sesji doszło do naruszenia linii trendu wzrostowego na EUR/USD przebiegającej w okolicach 1,58. Wprawdzie na koniec dnia rynek powrócił powyżej tego poziomu, a dzisiaj ponownie testowaliśmy poziom 1,59, to jednak słabość strony popytowej pomału zaczyna być widoczna. Zwolenników wspólnej waluty wprawdzie nadal wspierają pojawiające się niemal codziennie "jastrzębie" komentarze członków Europejskiego Banku Centralnego nie widzących możliwości obniżki stóp procentowych w najbliższych miesiącach, to jednak nie są one, aż tak wystarczające, aby doprowadzić do powrotu EUR/USD wyraźnie powyżej poziomu 1,59. W środę napłyną wstępne wyniki ankiet mierzących aktywność gospodarczą (wskaźniki PMI), a czwartek zostaną opublikowane wskaźniki nastroju w biznesie dla Francji i Niemiec. Dane te pokażą, czy strefa euro powinna bać się coraz droższego euro, czy też ostatnie krytyczne głosy były przesadzone. W Stanach Zjednoczonych nadal dominować będą wyniki giełdowych spółek, ale poznamy też dane o sprzedaży domów, zamówienia na dobra trwałego użytku i wskaźnik nastrojów konsumenckich Uniwersytetu Michigan. Analiza techniczna pokazuje jednak rosnące prawdopodobieństwo wyłamania się EUR/USD w dół i spadku do 1,5500-1,5550 w perspektywie do dwóch tygodni.
Drogą EUR/USD może podążyć także brytyjski funt, który w końcu ubiegłego tygodnia był dość mocny. W efekcie notowania GBP/USD dzisiaj w godzinach nocnych pokonały poziom 2,00. Paliwem do zwyżek były informacje o planowanym wdrożeniu planu zakładającego zamianę wierzytelności banków komercyjnych związanych z ryzykownymi kredytami hipotecznymi na obligacje rządowe. Kwota operacji miała wynieść minimum 50 miliardów funtów, co też w poniedziałek o godz.10:00 faktycznie ogłoszono. Inwestorzy mieli jednak nadzieję, że bank centralny zaskoczy ich jeszcze dodatkowymi działaniami, mogącymi wesprzeć rynek hipoteczny. Tak się jednak nie stało i w efekcie notowania GBP/USD powędrowały wyraźnie w dół - 1,9820. Spadki mogą się nasilić, zwłaszcza, że na środę została zaplanowana publikacja wyników Royal Bank of Scotland, który jak się spekuluje mógł stracić ponad 10 miliardów funtów w wyniku inwestycji opartych o subprime w USA. Tego samego dnia poznamy zapiski i rozkład głosów podczas ostatniego posiedzenia Banku Anglii, a dzień później dane o dynamice marcowej sprzedaży detalicznej. Niewątpliwie pomogą one w ocenie prawdopodobieństwa majowej obniżki stóp procentowych o 25 pkt. bazowych.
Co, zatem ze złotym? Scenariusz do końca kwietnia zakłada zwyżkę EUR/PLN w okolice 3,45 zł, przy powrocie USD/PLN powyżej 2,20 zł. To, czy tak się stanie będzie jednak zależeć od jutrzejszych danych GUS i kierunku notowań, który ostatecznie obierze EUR/USD.