Poniedziałkowe spadki na rynkach akcji w USA przełożyły się na wzrost awersji do ryzyka w Azji oraz na początku sesji na giełdach europejskich. Rosną obawy, że nawet jeśli Kongres USA zatwierdzi plan pomocy dla branży finansowej bez zbytniej zwłoki i wprowadzania poprawek wypaczających zamierzenia Paulsona i Bernanke, to banki z poza Stanów skorzystają z niej w znacznie mniejszym stopniu niż amerykańskie. Na domiar złego niewyjaśniona pozostaje cena po której toksyczne aktywa miałyby zostać kupowane przez powołaną do tego celu agencję. Poza tym wcale nie jest powiedziane, że sukces tej operacji uratuje Amerykę przed recesją. Tym bardziej Europę.
Dylematy przed którymi stoją inwestorzy zainteresowani akcjami spółek europejskich są równie nurtujące jak przed ogłoszeniem planów amerykańskiej megainterwencji na rynkach finansowych. Ona sama dostarcza zresztą kolejnych. W momencie gdy inwestorzy ochłonęli po eksplozji popytu z ubiegłego tygodnia, pojawia się coraz więcej krytycznych analiz dotyczących potencjalnych efektów działań Administracji prezydenta Busha. Rośnie obawa, że USA, mimo wpompowania do systemu kolejnych 700 miliardów dolarów, nie uniknie recesji, co prawie na pewno przełożyłoby się na pogorszenie koniunktury w Europie. Na rynki napłynęły kolejne dane, które taką wizję przybliżają.
Wstępny odczyt Indeksu PMI sektora produkcyjnego Eurolandu spadł z 47,6 pkt. w sierpniu do 45,3 pkt. we wrześniu. Odczyt poniżej 50 świadczy, że ankietowani managerowie zakupów wskazują na pogorszenie sytuacji. Odczyt PMI sektora produkcji nie był na tak niskim poziomie od czasów bessy po pęknięciu bańki internetowej. Dla sektora usług wstępny odczyt PMI również wykazał spadek, tu mniejszy - z 48,5pkt. w sierpniu do 48,2pkt. we wrześniu. W obu przypadkach analitycy spodziewali się słabych danych, ale nie aż tak. Dodatkowego akcentu dostarczyły dane o wydatkach konsumpcyjnych w sierpniu we Francji. W relacji miesięcznej odnotowano spadek o 0,3%. Przekroczył szacunki analityków. Gorzkiej pigułki nie zdołały osłodzić dane wskazujące na wzrost zamówień przemysłowych w Eurolandzie- o 1% w relacji miesięcznej. Równolegle ukazały się publikacje wskazujące na spadek indeksów sektora wytwórczego w Niemczech oraz Francji.
do spadku głównych indeksów największych giełd papierów wartościowych w Europie hojnie przyłożyły się spółki wydobywające surowce. Czołowe firmy z tej branży, takie jak AngloAmerican, czy BHP Biliton po południu notowały przecenę swoich walorów sięgającą 3 - 5 %. Branżą, która najbardziej ciążyła europejskim indeksom były jednak banki. Walory HBOS - ciężko doświadczonego przez załamanie na rynku nieruchomości w Wielkiej Brytanii po godzinie 16-stej notowały ponad 10% straty. Indeksy grupujące europejskie spółki finansowe po południu spadały ponad 3%. Nastrojów w branży nie zdołały poprawić wypowiedzi, że znaczna przecena aktywów banków amerykańskich stwarza ich odpowiednikom w Europie niebywałą szansę rozwoju poprzez akwizycje.
Do momentu rozpoczęcia handlu na Wall Street w Europie dominowały złe nastroje. W niektórych branżach co najwyżej mdłe. Swoje robiła poniedziałkowa zwyżka notowań ropy. Wydano kilka negatywnych rekomendacji. Obok papierów Marks & Spencer czy STMicroelectronics w niełaskę analityków popadły walory Henkla. Głównym źródłem niepokoju był jednak ton wypowiedzi Bena Bernanke składającego wyjaśnienia na Kapitolu. . Postraszył senatorów, że brak zatwierdzenia planu ratowania rynków finansowych stanowiłby zagrożenie dla rynków i gospodarki.W USA sesję giełdową rozpoczęto wyraźnych wzrostów, co pomogło przypieczętować lekką poprawę nastrojów na rynkach europejskich pod koniec sesji. Około południa indeksy grupujące największe spółki kontynentu notowały grubo ponad 2% straty. Na koniec sesji udało się ją zredukować, ale tylko częściowo.