Takie odczytanie nastrojów wynikało z założenia, że im gorsze nastroje wśród autorów neswletterów, tym mniejsza szansa na spadek cen. Takie podejście nazywa się kontrariańskim. To się potwierdziło, bo indeksy amerykańskie powróciły w pobliże rekordów.
Teraz, gdy indeksy są wyżej, choć przecież to tylko kilka procent, bo wcześniejsza korekta nie była taka wielka, nastroje zmieniły się diametralnie. Na tyle gwałtownie, że pojawiają się wątpliwości co do tego, czy tym razem nie jest to sygnał możliwej słabości rynku w najbliższych dniach, a może i tygodniach. Przytoczmy kilka liczb. Pod koniec marca średnie zalecenie dotyczące zaangażowania na rynku akcji, obliczone na bazie wskazań i zaleceń analityków, wynosiło 15,8 proc., co oznaczało, że jedynie taki procent kapitału powinien być zaangażowany na rynku akcji.
Co do zaleceń dotyczących rynku akcji pesymizm był tak znaczny, że średnio zalecano krótką pozycję o wielkości 41,7 proc. kapitału. W ciągu tych dwóch tygodni zaszła radykalna zmiana. Teraz średnie rekomendowane zaangażowanie wynosi 58,8 proc., czyli wrosło o 43 pkt proc. W wypadku rynku Nasdaq skala poprawy jest jeszcze bardziej imponująca, gdyż obecnie zaleca się utrzymanie długiej pozycji o wielkości 46,7 proc. Mamy więc skok tego wskaźnika nastrojów o grubo ponad 80 pkt procent.
Jak więc widać, poprawa nastrojów jest znaczna, a przecież na rynku nie zaszła aż tak wielka zmiana. Pojawienie się kolejnej fali spadków cen na rynku amerykańskim nie będzie wobec tego żadnym zaskoczeniem. Pytanie, jak zachowa się nasz rynek w takiej sytuacji. Ewentualne pogłębienie spadku byłoby tu ciekawym pomysłem, bo można odnieść wrażenie, że scenariusz „najpierw do 3000 pkt, a później korekta” jest już chyba zbyt popularny. Kto miałby kupować w takim razie na poziomie 2950 pkt lub 2980 pkt? Trzeba się zatem liczyć z możliwością głębszego cofnięcia i dopiero po jakimś czasie powrotu do trendu.