Wiadomo, że ceny nie mogą spadać w dotychczasowym stylu i tempie w nieskończoność. Do tego dała o sobie znać wczoraj amerykańska gospodarka. Liczba nowych wniosków o zasiłek dla bezrobotnych spadła ponownie poniżej poziomu 400 tys. To kolejny sygnał, który może być odbierany jako przesłanka za tym, że za wcześnie jest na lament nad stanem gospodarki. Nadal warto pamiętać, że osłabienie, jakiego ona doświadczyła może już być w znacznej części za nami. Najsłabszy był I kw. Kolejne trzy miesiące wprawdzie nie są dużo lepsze, ale jednak lepsze. III kw. może być podobny do II kw. lub nieznacznie lepszy. Spowolnienie jest faktem, ale czy sytuacja jest analogiczna do tego, co działo się wcześnie, gdy recesja sprawiała, że dynamika PKB była ujemna? Po zachowaniu rynku pracy widać, że to nie jest dramat. Z tego względu zbyt pesymistyczne prognozy to raczej efekt poddania się fali emocji. Gospodarka jest w słabszej niż wcześniej zakładano kondycji, ale nie oznacza to, że mamy nową falę recesji.

W komentarzach przewija się podkreślenie, że rynek w USA znajduje się w fazie silnej zmienności. Indeks DJIA zmienia się w taki sposób, jaki nie zmieniał nigdy wcześniej. Przynajmniej jeśli chodzi o wartości punktowe. To ciekawa wiadomość, ale akurat aspekt historyczny może być mylący. To, że zmienność jest punktowo największa w historii nie oznacza, że dzieje się coś, co jest w takiej skali najważniejsze. Zasada jest tu prosta, indeks na przestrzeni się podnosi, a więc punktowe zmiany siłą rzeczy będą coraz większe. Nie zmienia to oczywiście faktu, że ta zmienność cen jest także duża w wartościach względnych, choć już w takim ujęciu nie można dokonywać podobnych historycznych porównań. Nie jest to zresztą potrzebne, gdyż już sam fakt, że po szybkim spadku cen te zaczynają rzucać się to w jedną, to w drugą stronę, oznacza, że rynek jest coraz bliżej dna. Na obwieszczenie końca trendu jest za wcześnie i nowe jego minima mogą się pojawić, ale wydaje się, że większość tego, co rynek miał stracić, to już stracił.