Wczorajsze notowania rozpoczęły się dokładnie na poziomie zamknięcia ubiegłego tygodnia. Tym samym przedłużony weekend nie naraził na zmiany wartości rachunków uczestników rynku kontraktów. Start bez zmian okazał się także dobrą wskazówką co do przebiegu notowań na całej sesji. Wprawdzie rozpiętość wahań była spora, ale to efekt końcówki. Przez większość dnia wynosiła mniej niż 50 pkt i w lipcu pewnie byłoby to wydarzenie, ale na tle ostatnich dwóch tygodni taka sesja uchodzi za spokojną.
Zmienność pojawiła się na początku dnia, gdy popyt próbował wyciągnąć ceny wyżej i kontynuować wzrost w końca ubiegłego tygodnia, i gdy podaż na to nie pozwoliła, sprowadzając ceny na minusy. Skala przeceny nie była duża, a przez kilka
godzin na rynku miała miejsce konsolidacja w stylu tych lipcowych. Rozpiętość wahań przez dłuższy czas nie przekraczała 20 pkt. Dopiero popołudnie przyniosło ponowne ożywienie i rozciągnęło dzienną świeczkę.
Wpływ na to miały publikacje danych makro w USA. W szczególności na uwagę zasługuje dynamika produkcji przemysłowej oraz stopień wykorzystania mocy produkcyjnych. Okazało się, że obie wielkości w lipcu były znacznie lepsze od prognoz. Dynamika produkcji okazała się dwukrotnie większa od tego, czego oczekiwano, a moce produkcyjne były wykorzystane w 77,5 proc., choć oczekiwano, że stopień ich wykorzystania nie przekroczy 77?proc. To było skuteczne zaskoczenie, gdyż nawet w poniedziałek opublikowany wskaźnik aktywności przemysłu w Nowym Jorku okazał się słabszy od prognoz i sygnalizował możliwość przeciągania się osłabienia.
Wczorajsza publikacja danych o tempie wzrostu nasuwa pytania, czy właśnie twarde dane, a nie wskaźniki opinii, są tymi, którymi w ocenie powinniśmy się kierować najbardziej. By jednak nie rozbudzać za bardzo oczekiwań, należy stwierdzić, że ten lipcowy wzrost raczej szybko się nie powtórzy. Spory w tym udział miał sektor motoryzacyjny, który normalnie w lipcu ma przestoje konserwacyjne, a tym razem tych przestojów było mniej lub wcale za sprawą konieczności odbudowania stanu zapasów. Gdyby nie liczyć tego segmentu, wzrost produkcji jest mniej wystrzałowy, bo wynosi 0,3 proc., co mimo wszystko jest nadal lepszym wynikiem, niż kasandryczne prognozy wejścia gospodarki amerykańskiej w fazę recesji.