Serwisy za powód wczorajszej poprawy na rynku akcji w USA podają dobre dane makro. Pewnie, gdyby indeksy spadły, to powodem byłyby słabsze dane makro. Problem w tym, że wczorajsza skala zmiany indeksów amerykańskich jest na tyle mała, że poszukiwanie jednej przyczyny takiego stanu rzeczy nie ma sensu. Indeks przemysłowy Dow Jones zyskał wczoraj 0,38 proc., S&P500 wzrósł o 0,32 proc., a Nasdaq o 0,07 proc. Wielka nagroda dla tego, który wskaże, co tu było czynnikiem odpowiedzialnym za takie zmiany. Jeśli już posługiwać się publikacjami, jako potencjalną przyczyną, to akurat wczoraj były ku temu małe podstawy. Owszem, liczba wniosków o zasiłek dla bezrobotnych okazała się niska. To był najniższy poziom od maja 2008 roku. To robi wrażenie. Także nieco większy od prognoz wskaźnik aktywności przemysłu w rejonie Nowego Jorku oraz wyższa od prognoz wartość jego odpowiednika dla rejonu Filadelfii cieszą, choć biorąc pod uwagę zwyczajową zmienność tych wskaźników, różnica między prognozą, a faktyczną publikacją nie była powalająca. Jeśli już przywołujemy dane makro, to dlaczego pomija się tu chyba najważniejszą wczorajszą publikację, jaką była dynamika produkcji przemysłowej, która akurat nie wspiera optymistycznego scenariusza, bo zamiast odnotować wzrost, była ujemna?

Nie przesadzajmy z tym poszukiwaniem przyczyn zmian na rynku, bo można tu wejść w ślepą uliczkę. Trzeba przyjąć, że część zmiany jest wywołana przez czynnik losowy i nie ma sensu roztrząsać, czy wzrost lub spadek indeksu o ułamki procenta jest skutkiem takiego, czy innego wydarzenia. Ba, nawet bardziej oczywiste ruchy nie mogą się pochwalić zgodnością opinii, co do tego, co je wywołało. Przykładem może być sierpniowa przecena. Jedni podają, że to efekt obniżenia ratingu dla USA, a inni, w tym ja, że to efekt silnych rewizji danych o dynamice PKB. To tylko udowadnia, że zamiast skupiać się na przyczynach, warto skupić się na tym, co takie ruchy przynoszą. Wczorajszy nie przyniósł nic nowego.