W 2010 r. trafił Pan z rekomendacją „kupuj" dla spółek z branży chemicznej. Czy wciąż są one Pana faworytami?
W przeciwieństwie do konsensusu dalej wierzymy w branżę chemiczną, ale od trzech miesięcy podkreślamy, że przy tak dużej zmienności ważny jest timing. Z chemią nie ma się co żegnać i moim zdaniem konsensus rynkowy myli się, wieszcząc koniec wzrostów kursów akcji. Trzeba sobie jednak zdawać sprawę z możliwych obecnie zawirowań, które wynikają z niepewności co do taryfy gazowej i skali podwyżek w przyszłym roku. To oddziałuje pozytywnie na kurs Ciechu i Synthosu. Sądzę jednak, że jak sprawa taryf się wyjaśni, i wejdziemy dalej w 2012, również walory nawozowe będą miały szansę zyskać na wartości.
Skąd takie przekonanie?
Ciech wychodzi z głębokiego kryzysu z w końcu ustabilizowaną sytuacją płynnościową. Znaczny udział eksportu sprawia, iż ostatnie osłabienie złotego bardzo korzystnie wpłynie na rentowność biznesu na początku 2012. Synthos ma szansę na utrzymanie, jeśli nie poprawę, rekordowych wyników na bazie słabego złotego i uruchomieniu nowej instalacji PBR. W średnim terminie nie zdziwiłbym się gdyby spółka zdecydowała się na kolejną inwestycje w kauczuku, tym razem na rynku azjatyckim, tym samym zwiększając masę krytyczną biznesu w kluczowym segmencie działalności. Oczywiście, potencjał do wzrostu nie jest taki, jak w 2008-2009 r., bo waluacyjnie spółka wygląda zupełnie inaczej.
Jakie perspektywy stoją przed branżą nawozową?