Mamy za sobą wzrost o ponad 200 pkt. Rynek zyskał 10 proc. w dwa tygodnie. W ciągu ostatnich czterech sesji zwyżka wyniosła około 180 pkt. W tym czasie rynek zdołał jedynie wykreślić płytką korektę w poniedziałek. Jeśli trzymać się powiedzenia, że po korekcie poznaje się siłę trendu, to po poniedziałkowym ruchu w bok, o tej sile można byłoby powiedzieć wiele dobrego. Tymczasem nie ma możliwości, by zwyżka była kontynuowana w takim tempie. Może inaczej. Możliwość jest, ale mało prawdopodobna. Bardziej prawdopodobnym jest scenariusz pojawienia się korekty spadkowej.
Oczekiwanie na korektę nie oznacza, że mamy za wszelką cenę walczyć z trwającą zwyżką. Paradoksalnie to, że o takiej korekcie się mówi, może zwyżce cen pomóc na zasadzie ściany strachu. Na ile jednak jest ona w stanie podnieść rynek? Poza tym, warto sobie zadać pytanie, z jakim rynkiem mamy teraz do czynienia. O ile w średnim terminie mamy wahania w zakresie 2000-2400 pkt., to w długim terminie jest to spadek i warto o tym pamiętać. Do tej pory nie udało się zmienić tego wniosku i jeszcze wiele musiałby się wydarzyć, by taka zmiana się pojawiła. Skoro rynek porusza się w przedziale, to ostatnio skupiliśmy się na krótkim terminie, by wykorzystać ruchy wewnętrzne. Na razie trwa zwyżka i teoretycznie może ona potrwać do okolicy górnego ograniczenia tego przedziału. Kto wie, ostatecznie rzeczywiście ten poziom mógłby być osiągnięty, ale zanim to nastąpi, jest wielce prawdopodobne, że wyceny poddadzą się fazie korekcyjnej.
Rynek polski w ostatnim czasie zachowywał się wyraźnie lepiej niż rynku zachodnie. Wczorajsze zmiany także wpisywały się w ten schemat. W związku z tym pojawia się pytanie, czy ta cecha jest na stałe. Śmiem wątpić. Nasz rynek jest ryzykowny, a więc jak przystało na taki, gdy pojawiła się akceptacja ryzyka, stał się on przedmiotem zainteresowania kapitału. Zainteresowanie spekulantów na pstrym koniu jeździ. Było to dobrze widać, gdy nastroje były fatalne. Wtedy nasz rynek ugiął się pod naporem podaży. Teraz tylko nadrabia straty. Mimo ostatniej mocy w skali wielu miesięcy indeks WIG20 jest zdecydowanie słabszy od indeksów akcji rynków rozwiniętych. Zainteresowanie zakupami polskich akcji może szybko zniknąć. Wystarczy iskra niepokoju, by ponownie WIG20 przewodził spadkowiczom.