Ta wyrwa w wykresie miała symbolizować przewagę podaży. Przewaga podaży istnieje, ale wyrwa została zasypana. W trakcie dnia ceny wzrosły nie tylko do wspomnianego minimum dnia poprzedniego, ale także nad poziom zamknięcia poprzedniej sesji. Kontraktom udało się wyjść na plusy.
Co to oznacza? Czy kontratak popytu jest przejawem powrotu do wzrostóu? Po pierwsze, trudno zwyżkę, której towarzyszy obrót mniejszy niż 400 mln zł, uznać za kontratak popytu. Siły kupujących były bardzo ograniczone. Podaży nie było także, ale to popyt miał zadanie niwelować początkowy spadek cen. W części się to udało, ale właśnie ten niski obrót pokazuje, że na rynku nie byli aktywni najwięksi gracze, a więc ci, którzy mają potencjał dać impuls do większej zmiany cen. Piątkowe zmiany cen traktujemy jako odreagowanie spadku, jaki miał miejsce dzień wcześniej oraz spadku z otwarcia. I tu jest „po drugie". Skala zwyżki okazała się mała, a więc na razie potwierdza korekcyjny charakter ruchu.
Rynek akcji na GPW, podobnie jak większość światowych rynków akcji, zdaje się być w trakcie nieco większej korekty spadkowej. Zwyżka, jaką mamy za sobą, jest na tyle znacząca, że spokojnie można rozważać możliwość, iż dalej ceny już nie zejdą. Mimo wszystko jestem zdania, że korekta ma szansę się dalej rozwinąć. Ewentualne osłabienie zatrzyma się zapewne nad luką z 11 czerwca. Są tacy, który sugerują, że wzrost może ponowić się dopiero po dojściu do poziomu 1950 pkt, ale to chyba zbyt głębokie cofnięcie. Zauważmy, że zachowanie cen w Warszawie jest relatywnie lepsze od tego, co widać choćby w Niemczech. Korekta może i jest głębsza i być może jeszcze się pogłębi, ale mimo wszystko ruch jest mniejszy niż choćby na niemieckim indeksie DAX.
W piątek wiele na rynku się nie wydarzyło, ale zapowiada się, że początek nowego tygodnia będzie raczej negatywny. Jednak kto wie, czy już po kilku dniach popyt nie będzie szukał okazji do powrotu. Warto obserwować obrót.