Kolejne dni przynosiły kolejne rekordy tej zwyżki. Oczekiwanie na głębszy ruch korekcyjny pozostawało tylko oczekiwaniem. Korekty były krótki i płytkie. Od tygodnia rynek znajduje się w kolejnej fazie korekcyjnej. Tę wyróżnia tylko czas trwania. Tydzień to już sporo. Jednak jeśli spojrzeć na głębokość spadku, to jest to ruch tylko niewiele większy od poprzednich.
Czy w tym kontekście wczorajsze zachowanie cen należy uznać za próbę zakończenia korekty i powrotu do wzrostu? Być może, choć przeszkadza w tym optymistycznym obrazie niska aktywność graczy. Wczoraj na spółkach z WIG20 obrót nie przekroczył 500 mln złotych. Można powiedzieć, że w sumie nie jest źle, bo przecież nowych rekordów zwyżki nie było, a więc obrót nie miał czego potwierdzać. Moim zdaniem powinien, jeśli faktycznie jest to zwyżka, której konsekwencją miałoby być pokonanie szczytu z ubiegłego tygodnia. A jeśli ubiegłotygodniowe maksimum zostanie pokonane? Wtedy trzeba będzie przyjąć, że krótkoterminowy trend wzrostowy jest kontynuowany, a WIG20 zmierza w kierunku 2350 pkt. To właśnie zachowanie indeksu w przedziale 2350–2400 pkt ma nas przekonać do tego, że wzrost cen jest częścią większej fali zakupów albo potwierdzić obecnie obowiązujące założenie, że zwyżka to tylko ruch krótkotrwały, po którym ceny ponownie spadną i prawdopodobnie sprowadzą indeks pod 2000 pkt.
W tle gdzieś przelatują kolejne publikacje danych makro, które jednak mają niewielkie znaczenie dla wycen. Sprzedaż detaliczna w Polsce okazała się nieco lepsza od prognoz, co wywołało ulgę. Za to amerykański wskaźnik zaufania konsumentów okazał się słabszy od prognoz, co nie wywołało większego wrażenia. Szczyt unijny tym razem nie wzbudza już takiego zainteresowania. Pozostają dane z amerykańskiego rynku pracy, które poznamy za tydzień.