Nie miało być więc impulsów, które byłyby w stanie szarpnąć rynkami. I ich faktycznie nie było. Teoretycznie przełom mógłby się pojawić, gdyby doszło do wyznaczenia nowych szczytów trendu wzrostowego, bo w sumie niewiele było trzeba, by taki sygnał się pojawił. Trudność polegała jednak na tym, że nie o sam sygnał tu chodziło, ale również o utrzymanie cen na nowych szczytach, a tu przeszkadzała zmienność.

O ile osiągnięcie rekordu było w zasięgu byków przy wykorzystaniu średniej dziennej zmienności notowanej w ostatnich tygodniach, to już wyraźne wyjście na nowe szczyty trendu wymagało od popytu znacznie większego wysiłku. Taki wysiłek nie był zbyt prawdopodobny. Po pierwsze dlatego, że brakowało impulsów zewnętrznych, o czym było wyżej, a po drugie, dzień wcześniej rynek wykonał spory (wyraźnie większy od średniej dziennej zmienności) ruch cen i nie zapowiadało się, że podobny wykona dzień później.

Ostatecznie ceny zbliżyły się do szczytu trendu, ale go nie próbowały atakować. 9 pkt od szczytu rozpoczęła się łagodna korekta spadkowa. Notowania zakończyły się relatywnie blisko poprzedniego zamknięcia, a więc popyt nie ma ułatwionego zadania. Jeśli dojdzie do ataku, to ponownie średnia zmienność cen może nie wystarczyć do pojawienia się skutecznego sygnału. Czy popyt w tych okolicznościach spróbuje?