Jeśli spojrzeć na zagregowane zyski na akcje firm z S&P500, to od razu nasuwa się stwierdzenie, że hossa na Wall Street nie tylko jest uzasadniona fundamentalnie, ale co więcej indeks powinien bić historyczne rekordy. Ostatnie kwartały wywindowały bowiem poziom zysków amerykańskich przedsiębiorstw wyraźnie powyżej szczytu sprzed kryzysu w 2008 r. W ślad za tym poszła zagregowana wartość księgowa (czyli kapitały własne). Także i tutaj faktem są historyczne rekordy.

Tymczasem S&P500 rekordów jeszcze nie pobił. Jest ciągle poniżej nie tylko szczytu sprzed kryzysu w 2008 r., ale również maksimum hossy internetowej z początku dekady. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło, bo stosunkowo słaba w perspektywie ostatnich kilkunastu lat postawa rynku akcji w zestawieniu z rekordowymi osiągnięciami firm prowadzi do uatrakcyjnienia walorów. Zjawisko to dobrze oddaje wskaźnik cena/wartość księgowa dla spółek z S&P500. Ta miara wycen od początku 2009 r. oscyluje wokół poziomu 2,0. Może z punktu widzenia naszego rynku owe wyceny są względnie wysokie, ale historycznie na Wall Street akcje są relatywnie tanie. Wystarczy wspomnieć, że u szczytu bańki internetowej C/WK przekraczał 5,0.