Przy okazji artykułów o sprzedaży BZ WBK Asset Management przez BZ WBK i przyjętej przez bank wyjątkowo niskiej wyceny biznesu zarządzania aktywami, po raz kolejny zetknąłem się z zagadnieniem sposobu wyceny TFI. Temat nie jest wcale taki niszowy na jaki wygląda na pierwszy rzut oka. Przynajmniej teraz może się wydać ciekawy również osobom niezwiązanym bezpośrednio z branżą funduszy.

Aby porównać ze sobą różne transakcje łączenia TFI zwyczajowo przyjmuje się uproszczony wskaźnik wyceny – ceny zapłaconej za firmę jako części aktywów funduszy, którymi zarządza przejmowane TFI. Historycznie różne TFI na naszym rynku były kupowane za 2-6 proc. wartości funduszy, którymi zarządzały.

Stosowanie tego typu wskaźnika może jednak niekiedy – a już teraz w szczególności – wprawić obserwatora w konsternację. Santander sprzedaje funduszom private equity swoje firmy zarządzające aktywami z 11 krajów w Europie i Ameryce Łacińskiej za ok. 1 proc. wartości ich aktywów, podczas gdy Quercus TFI jest wyceniane przez rynek na 14 proc. wartości funduszy. W pierwszym przypadku można mówić o skrajnym niedoszacowaniu, w drugim o lekkim przeszacowaniu. Raczej jednak to pierwsze. - Można zaryzykować tezę, że dzisiaj trudno byłoby znaleźć Sebastianowi Buczkowi kupca na swoją firmę po obecnym kursie, ale też trudno nie zgodzić się z opinią, że cena przyjęta przy sprzedaży Arki jest skandalicznie niska – mówi prezes jednego z prywatnych TFI.

Dlaczego (i tu właśnie pojawia się szerszy, pozafunduszowy kontekst)? Bo machina funduszowa dopiero się rozpędza. Rekordowo niskie oprocentowanie lokat robi swoje - od początku roku do funduszy wpłacono o 10 mld zł więcej niż z nich wypłacono, a z pierwszych sygnałów płynących z TFI wynika, że lipiec pod względem sprzedaży był kolejnym udanym miesiącem. Same banki wskazują klientom fundusze jako najlepszą alternatywę dla lokat (w tym tygodniu zrobił to w kilku komunikatach BRE), a część firm, jak wspomniany wcześniej Quercus rozważa zawieszenie przyjmowania wpłat do niektórych funduszy, dlatego, że osiągnęły już „masę krytyczną", ze względu na ogromną popularność.

Funduszom daleko jeszcze do popularności z 2007 r. są jednak na dobrej drodze, do powtórzenia sukcesu sprzed lat. Przy wycenach TFI bardziej niż jeszcze parę lat temu liczą się więc same perspektywy – to, jaką mają reputację, ile aktywów mogą pozyskać w najbliższym czasie i jak bardzo poprawić zysk. A wygląda na to, że w nadchodzących kwartałach – bardzo.