Zwykle skokowy wzrost popularności funduszy polskich akcji wśród klientów TFI był pierwszym sygnałem, że rynek może być już przegrzany, skoro po akcje sięga tzw. Kowalski. Z jednej strony zatem brak napływów do wspomnianej grupy funduszy – o ile ta reguła jeszcze działa – może oznaczać, że szczyt obecnej hossy na GPW jeszcze daleko przed nami. Ale możliwe też, że choćby WIG stawał na uszach, to i tak w tym cyklu nie znęci klientów TFI.
Czekać na korektę?
Do końca roku jeszcze daleko, ale najprawdopodobniej zapisze się on bardzo dobrze w historii GPW. Nie będzie miał jednak większego wpływu na portfele klientów TFI. Jak wynika z danych serwisu Analizy.pl, w kwietniu z funduszy polskich akcji wypłacono 25 mln zł. Kwota co prawda niewielka, ale przypomnijmy, że był to miesiąc, w którym WIG po raz pierwszy w historii wzbił się powyżej 100 tys. pkt. O GPW było głośno w mediach niezajmujących się na co dzień giełdą. Rekord szeroko odnotowali też politycy. Nawet więc w takich warunkach klienci TFI nie sięgnęli po polskie akcje. Co więcej, ujemny wynik napływów po czterech miesiącach tego roku zwiększył się do blisko 0,5 mld zł, tymczasem w całym 2024 r. z tej grupy wypłacono mniej, bo równe 479 mln zł.
– Z dłuższej perspektywy faktycznie, świetna koniunktura na polskim rynku akcji nie staje się udziałem większego grona inwestorów. Zarabiają tylko ci, którzy siedzą na rynku długoterminowo – komentuje Grzegorz Pułkotycki, dyrektor inwestycyjny, Starfunds. – Nowy kapitał absorbowany jest przez bezpieczne strategie dłużne, które wypadają w ostatnich kwartałach świetnie zarówno w ujęciu nominalnym, jak i w relacji do dochodowości lokat bankowych. Polski inwestor detaliczny kieruje się dziś zasadą „lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu”. Niestety – dodaje Pułkotycki.
Czytaj więcej
Kwiecień na rynkach zaczął się tak, że mógłby być wspominany latami, ale koniec końców rynki akcj...